Tragiczny Dzień Jedności
W Kijowie leje się krew, są pierwsze ofiary śmiertelne
Najpierw wygwizdano liderów opozycji na Majdanie, zarzucając im nieudolność. Dostało się też Witalijowi Kliczce, którego „potraktowano” proszkiem z gaśnicy. Potem padło wezwanie do marszu w kierunku dzielnicy rządowej, ale tam stały oddziały Berkutu. Skrajnie prawicowa organizacja „Prawy sektor” przypuściła atak. Koktajle Mołotowa leciały na głowy milicjantów. Protest praktycznie podzielił się na spokojny wciąż Majdan i walczącą ulice Hruszewskiego, Plac Europejski, okolicę stadionu Dynama. Walki trwają nieprzerwanie do dziś, choć we wtorek wieczorem wydawało się, że przygasły. Bo w środę wielkie ukraińskie święto, Dzień Jedności.
Tymczasem w poniedziałek władza zaproponowała opozycji rozmowy. Ale nie usiadł do nich prezydent, co stało się powodem, dla którego opozycja inicjatywy nie podjęła.
Ale w środę rano o zdarzyło się najgorsze, padły strzały, są trzy ofiary śmiertelne wśród uczestników protestu. Zaczęło się w momencie, gdy grupa radykalnych demonstrantów obrzucała oddział Berkutu ładunkami zapalającymi, podobno był to płynny sód. Jeden z funkcjonariuszy zaczął płonąć, koledzy starali się ugasić płomienie. Potem nastąpił szturm na barykadę, utworzoną przez protestujących. Dwóch zabitych padło od kul. Jeden zginął, spadając z wysokiej kolumnady obok stadionu, gdzie trwały przepychanki z siłami specjalnymi. Takie są informacje lekarzy.
Sytuacja wciąż jest dramatyczna. Oddziały Berkutu, które przez wiele dni nie były agresywne, mimo zaczepek nie atakowały, teraz zaczynają szturmować barykady na ulicy Hruszewskiego i próbują wyprzeć tłum z dzielnicy rządowej. Na Majdanie tymczasem nie pojawił się w środę nikt z liderów opozycji. Wyraźnie widać, że traci ona władzę nad protestami, jest coraz bardziej podzielona i bezradna.