Premier Luksemburga próbuje serdecznie się przywitać, ale z Jarosławem Kaczyńskim to niewykonalne. Szef polskiego rządu unika kontaktu wzrokowego, podaje rękę, patrząc w bok, na powitanie po angielsku nie odpowiada. Jest wrzesień 2006 r., na szczyt Unia-Azja zjechali do Helsinek przywódcy Chin, Korei i Japonii, ale Jean-Claude Juncker musi zająć się czymś innym: wyjaśnić, dlaczego Kaczyński chce odebrać mniejszości niemieckiej miejsca w Sejmie. „Mieliśmy rozmawiać o nowym traktacie, ale zrobiła się z tego rozmowa o Niemczech – wspomina z przekąsem. – Polski premier miał kompletnie wykoślawiony obraz Niemiec, więc próbowałem mu przekazać własny. Mój jest lepszy”.
Ta scena, pokazana w niedawnym dokumencie niemieckiej telewizji ZDF, ilustruje typową misję Junckera za kulisami Unii. Premier Luksemburga pośredniczy między skłóconymi krajami, tłumaczy Kaczyńskiemu to, z czym Angela Merkel nie jest w stanie do niego dotrzeć. Cała polityka europejska rozgrywa się na takich dwustronnych spotkaniach, a czasem mały może powiedzieć średniemu więcej niż ten duży. Kaczyński wychodzi uśmiechnięty, Juncker zmęczony. „Miało być pół godziny, wyszły prawie dwie. Mieliśmy sobie sporo do powiedzenia, wielu spraw nie mogłem zrozumieć. Gdybyśmy byli jednomyślni, trwałoby to 10 minut. Było ciężko” – rzuca do kamery i pędzi na bankiet u prezydent Finlandii.
Juncker jest najdłużej urzędującym przywódcą w Europie. Premierem Luksemburga został 17 lat temu, w rządzie zasiada od 1984 r. W skali świata wyprzedzają go dyktatorzy w rodzaju Roberta Mugabe (31 lat u władzy) i Aleksandra Łukaszenki (17 lat i 250 dni) – w przeciwieństwie do nich Juncker cztery razy z rzędu wygrywał demokratyczne wybory i wciąż jest najbardziej lubianym politykiem w swoim kraju.