W rozklekotanej budzie z blachy ustawionej tuż przy najruchliwszej linii kolejowej w Bombaju trzydzieścioro dzieci ogląda film, o którym nigdy wcześniej nie słyszały - „Slumdog. Milioner z ulicy". Film, który przedstawia ich własne życie. Najmłodsze z nich, sześcio-siedmioletnie szkraby, siedzą po turecku na betonowej podłodze przytułku obok plaży Chowpatty na południu miasta. Boso, w brudnych podkoszulkach i szortach, dłubią w nosie, z szeroko otwartymi buziami wpatrując się w ekran. Starsi chłopcy biją brawo i śmieją się hałaśliwie z co zabawniejszych scen.
Prawdziwa histeria nieopanowanej radości wybucha, kiedy Jamal Malik, młody bohater filmu, wpada do latryny, idąc po autograf bollywoodzkiego gwiazdora Amitabha Bachchana. Wszyscy wstrzymują oddech, gdy Fagin, ekranowy czarny charakter zmuszający uliczne dzieci, by dla niego żebrały, usypia jedno z nich chloroformem i każe swojemu ochroniarzowi wypalić mu oczy rozgrzanym olejem.
W odpowiedzi na pytanie, komu film się spodobał, w górę natychmiast strzela las 30 rąk. Dla dzieci ze slumsów reżyser Danny Boyle jest bohaterem. - Ten film pokazuje prawdziwe życie - mówi Rupesh, który twierdzi co prawda, że ma 17 lat, ale wygląda na młodszego. Z koszulą dziarsko rozpiętą prawie do pępka i starannie ułożonymi włosami jest samozwańczym liderem grupy. To właśnie on rozdawał dosyć brutalne prztyczki w uszy, kiedy młodsze dzieciaki nie chciały usiedzieć spokojnie. To on pogłaśniał dźwięk - aż do ogłuszającego ryku - kiedy w pobliżu z łoskotem przejeżdżał pociąg pasażerski.
- Podobał nam się bardziej niż filmy z Bollywood. Dokładnie pokazuje nasz świat i nasze życie - mówi Rupesh. I wie, co mówi. W wieku dziewięciu lat uciekł z domu w mieście Nagpur w środkowych Indiach i zrobił to, co każdego roku robią w tym kraju setki tysięcy małych uciekinierów - wsiadł do pociągu.