O rzymskich kibicach pisał w IV w. historyk Ammianus Marcellinus: „Wszyscy, skoro nadejdzie dzień wyścigów, spieszą na łeb na szyję do cyrku, jakby w tym szybkim biegu chcieli wyprzedzić rydwany, które będą brały udział w zawodach, a wielu z nich spędza bezsenne noce, niepewni wyników i rozdarci co do swych życzeń i pragnień”. Wielbiciele widowisk w Koloseum i w Circus Maximus od wieków zjeżdżali do Rzymu z całej okolicy. Miłość do sportowej rywalizacji i związanego z nią hazardu były niezwykle silnym magnesem, a oglądanie walczących na śmierć i życie na arenie mężczyzn i ścigających się na bieżni zaprzęgów uzależniało.
Św. Augustyn pisał o przyjacielu Alipiuszu (przyszłym świętym), że gdy po przybyciu do Rzymu na studia trafił do amfiteatru, zapłonął wbrew sobie taką namiętnością do walk, że „już należał do tłumu – wpatrywał się, wrzeszczał i do domu zabrał szaleństwo, które mu potem nieraz kazało wracać do amfiteatru”.
Gdy sport miesza się z religią
Co prawda słowo sport pochodzi dopiero z XVIII w., ale duch rywalizacji jest zjawiskiem znacznie starszym. Niektórzy mówią, że pojawił się już u starożytnych Kreteńczyków w II tys. p.n.e. podczas zawodów organizowanych przy okazji świąt; inni kolebki sportu doszukują się na Bliskim Wschodzie. – Ci ostatni twierdzą, że przypominająca stadion budowla w Amrit, w Syrii, pochodzi z X w. p.n.e., jest więc znacznie starsza niż greckie stadiony. Ale to nie infrastruktura wyznacza początek sportu, tylko pojawienie się zasad i reguł, a o nich pierwsi wspominają Grecy, którzy ze szlachetnej rywalizacji sportowej robią cnotę i wykorzystują ją do wychowania młodzieży – tłumaczy historyk dr hab. Dariusz Słapek z Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej.
Kluczowy dla rozwoju greckiej agonistyki (współzawodnictwa) był VIII w.