Z trzech stolic przyszłych państw zaborczych jedną tylko Moskwą, i to zaledwie przez dwa lata (1610–12 r.), władali Polacy. Natomiast Wiedeń nam ponoć zawdzięczał ocalenie przed turecką okupacją (1683 r.), a do Berlina dotarliśmy dopiero w 1945 r.
Informacji o okolicznościach, w których polskie oddziały pojawiły się po raz pierwszy w Moskwie (po raz drugi miało to miejsce dwieście lat później za sprawą Napoleona), należy oczywiście szukać przede wszystkim w podręcznikach historii, zarówno rosyjskich, jak i polskich. Te ostatnie wszakże, zwłaszcza w okresie PRL, pisały o Sarmatach na Kremlu skąpo i niechętnie. Odpowiednio poinstruowana cenzura blokowała wszelkie obszerniejsze publikacje na ten temat. Mogły się one pojawiać niemal wyłącznie w niskonakładowych pamiętnikach uczestników wydarzeń z lat 1610–12, z klasycznym dziełkiem Stanisława Żółkiewskiego „Początek i progres wojny moskiewskiej” na czele.
Kiedy jednak Tatiana N. Koprejewa z Leningradu chciała opublikować „Listy polskie spod Smoleńska”, pisane w latach 1610–12, trzeba było wielu starań, aby przezwyciężyć twardy sprzeciw warszawskiej cenzury. Tradycje przyjaźni polsko-radzieckiej miały sięgać głęboko w przeszłość i trwać nieprzerwanie przez wieki. Tymczasem w jednym z owych listów czytamy, iż Polacy musieli Moskalom krwią się odpłacić za zdradę „i tak się stało, że nie tylkośmy bojar, chłopów, niewiast wysiekali, ale nawet niemowlątka u piersi matek wpół przecinali”.
Dopiero też w III Rzeczpospolitej mogło się ukazać wydawnictwo źródłowe „Moskwa w rękach Polaków” (1995 r.), zawierające pamiętniki dowódców i oficerów garnizonu polskiego z lat 1610–12 oraz praca Tomasza Bohuna „Moskwa 1612” (2005 r.). Ukazała się ona nakładem Domu Wydawniczego Bellona w serii „Historyczne bitwy”, ponieważ dotyczyła nieudanej odsieczy Kremla, z jaką we wrześniu tego roku pospieszyły wojska polskie, dowodzone przez Jana Karola Chodkiewicza.