Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Antyfaszyści: fanatycy czy ideowcy?

Przed Świętem Niepodległości: kim są polscy antyfaszyści

Antyfaszystowska manifestacja w Święto Niepodległości 2008 roku. Antyfaszystowska manifestacja w Święto Niepodległości 2008 roku. Wojciech Artyniew / Forum
Mówią, że nie są komunistami, ani skrajnymi lewakami. Że nienawidzą nacjonalizmu, totalitaryzmów i skrajnej prawicy. Że kochają Polskę i zawsze staną w jej obronie. Często nazywani Antifą. Kim są polscy antyfaszyści, którzy wśród innych grup przemaszerują przez Warszawę 11 listopada?

Wśród plakatów rozklejonych na jednej ze ścian warszawskich kamienic w oczy rzuca się zapowiedź kolejnej edycji październikowego festiwalu „Good Night White Pride”. Na nim obrazek przedstawiający dwóch mężczyzn, z których jeden kopie drugiego. Na koszulce zaatakowanego symbol swastyki.

Na miejscu ogromny ścisk. Grają m.in. Dezerter i Rana Kłuta – legendarne polskie zespoły punkrockowe. Na transparencie umieszczonym na scenie bije w oczy wielki napis: „Warszawa - żaden faszystowski skur…el nie będzie chodził w naszym mieście!”

Jest spokojnie, widać, że większość uczestników festiwalu się zna. Po sali chodzą grupki umięśnionych młodych mężczyzn w koszulkach z napisem „Antifasizm” i nazwami miast: Warszawa, Kraków, Sochaczew, Szczecin. Pierwszy garnitur polskich antyfaszystów.

- Piszesz tekst o nas? Tak? Zrobisz z nas komunistów, bandytów i wrogów Polski? – dociska mnie pytaniami rosły mężczyzna w ortalionowym dresie firmy Granda. „Wariat” działa w antyfaszystowskiej bojówce od 17 lat, podobnie do innych bojówkarzy, używa wyłącznie pseudonimu. Pochodzi z rodziny inteligenckiej, prowadzi własną firmę. Jego dziadek walczył w Armii Krajowej, babcia była sanitariuszką podczas Powstania Warszawskiego. Wychowali go dziadkowie.

Wymierzyć sprawiedliwość
- Dziadek zawsze mi mówił: brunatni i czerwoni to największe k... Siedział w obozie, potem w więzieniu komunistycznym. Brzydził się polityką, podobnie jak ja – podkreśla z dumą. Jako młody chłopak należał do punków. - Chodziliśmy na koncerty, pokojowe manifestacje w obronie Tybetu, Czeczenii i różnych pokrzywdzonych – dodaje. Z tamtych czasów szczególnie zapadło mu w pamięci jedno wydarzenie. – Miałem 16 lat, wracałem do domu po koncercie Armii, gdy na ulicy pobili mnie tacy pseudo-patrioci. Miałem złamaną kość jarzmową, wstrząs mózgu. Ledwie uszedłem z życiem – opowiada coraz bardziej nakręcony. - Po takim wydarzeniu wyjścia są dwa: albo dajesz sobie spokój, albo pragniesz sprawiedliwości, a tą trzeba samemu wymierzyć! – wyrzuca na koniec.

Na koncercie są jeszcze „Afa” i „Kufel”. Obaj wywodzą się z rodzin robotniczych, ze wschodniej Polski. Mieszkają i pracują w Warszawie. Pierwszy jest tłumaczem. Jak mówi, interesuje się kulturą różnych krajów. „Kufel” zresztą też. - Nie można faworyzować tylko jednej. Polska zawsze była wielonarodowa i to mi się podoba - tłumaczy. - Powinniśmy szanować mniejszości narodowe i ich zwyczaje. Sam ciężko pracuję fizycznie, zarabiam grosze, ale czy mam przez to nienawidzić Żydów, Arabów, czy Afroamerykanów? – pyta z uśmiechem.

Antifa i nie-Antifa

O antyfaszystach zrobiło się głośno po zeszłorocznych obchodach Święta Niepodległości w Warszawie. Do stolicy przybyło wówczas kilkudziesięciu bojówkarzy niemieckiej Antify, aby wziąć udział w blokadzie prawicowego Marszu Niepodległości, którą zorganizowało lewicowo–liberalne Porozumienie 11 Listopada.

Bojówkarze Antify zostali wówczas oskarżeni o atak na polskich członków grup rekonstrukcyjnych, biorących udział w obchodach Święta Niepodległości na Nowym Świecie oraz o napaść na policjantów. Kilkudziesięciu z nich zostało zatrzymanych, pięcioro dostało wyroki w zawieszeniu m.in. za zaatakowanie mundurowych. Tym niemieccy bojówkarze Antify nie tylko ściągnęli na siebie uwagę mediów, ale też zrobili ogromną reklamę ruchom antyfaszystowskim w Polsce. - Szkoda tylko, że stało się to w tak ważnym dla nas Polaków dniu, jakim jest Święto Niepodległości – zaznacza ze smutkiem „Kufel”.

Wbrew pozorom antyfaszyści nie tworzą jednorodnej grupy. To raczej zlepek różnych frakcji, które spaja granicząca z nienawiścią wrogość do wszystkiego, co wiąże się ze skrajną prawicą i totalitaryzmem o różnych odcieniach. Obóz Narodowo-Radykalny, Narodowe Odrodzenie Polski, Młodzież Wszechpolska i Blood & Honor – to organizacje, które ich zdaniem powinny zniknąć z kraju. - To żadni patrioci, tylko farbowane naziole, ukrywający się za flagą Polski – zaznacza „Wariat”. - Jeżeli Polak uważa się za faszystę albo komunistę to znaczy, że jest idiotą i nie zna historii swojego kraju – dodaje „Kufel”.

Che Guevara przekreślony
Na internetowej stronie Antify Polska można znaleźć wiele szczegółów o radykalnych antyfaszystach. W zakładce „O Nas” znajduje się szczegółowy opis ich działań. „Nasza działalność jest odpowiedzią na aktywność ugrupowań szerzących faszyzm, nazizm, rasizm, antysemityzm i nacjonalizm. Idee te traktujemy jako bezpośrednie zagrożenie dla swobody jednostek” – piszą działacze Antify. Zaznaczają, że nie akceptują żadnej współpracy z policją, służbami specjalnymi i partiami politycznymi.

Ale inni antyfaszyści taką identyfikację odrzucają. - Nie nazywamy się Antifą, tylko antyfaszystami, nasza warszawska grupa nie lubi tego określenia – podkreślają warszawscy aktywiści. Antifa według nich to lewackie bojówki z krajów zachodniej Europy – m.in. Włoch i Hiszpanii. Często na międzynarodowych festiwalach muzycznych między Polakami, a bojówkarzami z innych krajów dochodzi do ostrej wymiany zdań. Polacy noszą emblematy z przekreślonymi Che - którego nazywają ludobójcą - sierpem i młotem, czy czerwoną gwiazdą. - Ci z Zachodu nie przeżyli komunizmu, nie wiedzą co to za g…. – mówią moi rozmówcy.

W ekipie warszawskich antyfaszystów znajdują się ludzie o różnych poglądach: od anarchistów, po ludzi o lekko prawicowych klimatach. Są też zwolennicy Antify. Wielu z nich podoba się „antyfaszystowska międzynarodówka” i nie przeszkadza im, że jej uczestnicy w innych krajach, to często ludzie, o skrajnie lewicowych poglądach. - Nie ma u nas hierarchii ani szefów. Czy podoba się chłopakom, czy nie, wszyscy jesteśmy bojówkarzami „niewidzialnej Antify” – mówi „Afa”.

Nie jest tajemnicą, że polscy antyfaszyści, jeżdżą do Niemiec na blokady neonazistowskich marszów w Dreźnie. - Kilka razy byłem już na takiej akcji – przyznaje „Afa”. - Wraz z kolegami z Polski wspieraliśmy demonstracje przeciw marszom niemieckiej skrajnej prawicy. Co w tym dziwnego? Oni przyjeżdżają do nas, my do nich. Niemiecki, czy polski naziol - każdy jest do unieszkodliwienia – dodaje z wściekłością „Afa”.

Konflikt wygasa
Antyfaszyści ze stolicy jako jedni z pierwszych w Polsce, już w latach 90., zaczęli zakładać „ekipy” patrolujące stolicę. Ich wrogami byli nazi skini, nacjonaliści i sympatycy tych ugrupowań . Zaliczali do nich osiedlowe bandy miejscowych chuliganów identyfikujących się z ruchem skinheads.

W tamtym okresie rozbijanie punkowych koncertów przez grupy odwołujące się do ideologii narodowych należało do codzienności. - Wtedy były to bardziej walki subkultur, niż walka polityczna. Oni byli zorganizowani, my nie. Dlatego zjednoczyliśmy się z punkowcami i wspólnie stanęliśmy do walki – wspominają Monika i Adam, działający w środowisku od lat.

Wrogie subkultury najczęściej rozpoznawały się po naszywkach. Adam przyznaje, że konflikt z czasem sam przygasł. Od dwóch lat nie doszło do poważniejszych starć. Świat jednych i drugich jest zamknięty, całkowicie undergroundowy. - Po setkach ulicznych walk, gonitw po mieście, obronach koncertów, nasi przyjaciele chyba mieli już dość – mówi Monika.

Nie tylko zadymy
Nie jest łatwo znaleźć się w bojówce „antynazi”. Osoba, która chce się przyłączyć, musi być polecona przez przynajmniej kilku „sportowców” (tak nazywane są osoby biorące aktywny udział w bójkach). Większość z nich trenuje sztuki walki: Combat Kalaki, brazylijskie Jujitsu, czy Muai Thai. Picie, zażywanie narkotyków, czy donoszenie na policję (nawet na wrogów) kończy się „czerwoną kartką”, czyli definitywnym wyrzuceniem z ekipy.

Dla ekipy „Wariata” jak i innych bojówek, jedynym rozwiązaniem problemu faszystów jest siła. - Ich trzeba bić, bić, i jeszcze raz bić! – twierdzi. Dlatego – szczególnie po zeszłorocznych „obchodach” Dnia Niepodległości - przylgnęła do nich opinia zadymiarzy i bojówkarzy, niczym nie różniących się od tych, których zwalczają.

Choć nie wszyscy uznają pięści za jedyne argumenty. Oprócz Warszawy, antyfaszystowskie grupy działają w Łodzi, Poznaniu, Białymstoku i Wrocławiu. W sumie to około 300 osób. Wielu z nich to czynni działacze, organizatorzy wystaw, pokojowych manifestacji. - Zrobiłam kilkanaście koncertów w całej Polsce. Z muzyką SKA, reagge, czy punkrockowe. Zawsze wszyscy bawili się przednio, bez niepotrzebnej agresji – zaznacza Dominika, niezależna działaczka antyfaszystowska. Według niej muzyka jest najlepszym nośnikiem antyfaszystowskiego przekazu. Podobnie uważa Marcin, przedstawiciel ruchu Straight Edge (jedną z jego idei jest prowadzenie zdrowego trybu życia; członkowie ruchu nie jedzą mięsa, nie piją alkoholu, nie stosują używek). - Duże znaczenie dla większości uczestników ruchu ma idea DIY (ang. Do It Yourself – Zrób to sam), dotyczy ona organizowania koncertów, wydawania płyt, drukowania własnych wydawnictw tzw. zinów, bez wchodzenia w układy z przedstawicielami muzycznego i społecznego „establishmentu”.

11 listopada w Warszawie antyfaszyści zbiorą się pod pomnikiem Bohaterów Getta pod hasłem „Razem przeciwko faszyzmowi i nacjonalizmowi”. Będzie dużo flag Antify, jak rok temu. - To teraz modny symbol, tylko często wywieszany, przez chłopców bawiących się w antyfaszystów. Jedno jest pewne: musimy tam się zjawić, albo czekać w sile bojowej gdzieś w pobliżu. Bo jeśli dojdzie do zadymy z naziolami ktoś musi ich, normalnych ludzi, obronić – twierdzi Adam.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną