Sprzedawczyni z Biedronki, pani Asia, ma sytuację pod kontrolą. – Wczoraj było niewiele aut, rano też nie za dużo, ale od południa już przyjeżdżają – mówi, obserwując parking przed sklepem, na którym większość samochodów ma rosyjskie tablice z rozszerzeniem 39, obwodu kaliningradzkiego. W Bartoszycach Rosjanie są witani jak dawniej serdecznie, nawet po przyjacielsku, bo na zakupy przyjeżdżają regularnie, raz w tygodniu albo częściej. I nie poprzestają na kostce masła czy butelce mleka jak miejscowi. Z wózków aż kipi zakupione dobro, nawet rosyjskie igristoje, bo w Polsce wszystko jest tańsze. Żywność, chemia gospodarcza, lodówki, pralki, telewizory, buty, wszystko.
Tylko mięsa wieprzowego i wędlin schodzi dużo mniej z powodu rosyjskiego embarga na europejską wieprzowinę (ponoć dotkniętą afrykańskim pomorem, co wystraszyło tamtejszych klientów).
– Nasi na granicy sprawdzają, ale nie tak bardzo – klientka z Kaliningradu postanawia zaryzykować. Bo jak wracać z Polski bez parówek? To nasz największy hit. Do niedawna Rosjanie z obwodu kupowali nawet po 50 kg i zaraz za granicą sprzedawali pośrednikowi. Dlatego w Bartoszycach, najbliżej od polsko-rosyjskiego przejścia w Bezledach, rozkwitły Stokrotki, Biedronki, Lidl, Netto, chyba najwięcej supermarketów na głowę mieszkańca w Europie. Z rosyjskich turystów żyje, można powiedzieć, całe województwo warmińsko-mazurskie.
– Żyją ludzie, bo miasto nie – uściśla burmistrz Bartoszyc Krzysztof Nałęcz, zatroskany, że podatki nie zostają na miejscu. W regionie jest 30-procentowe bezrobocie. Z myślą o Rosjanach w dwa miesiące powstała nowa galeria handlowa, wielka, żeby nie musieli jeździć dalej niż do Bartoszyc po bardziej ekskluzywne towary. Inwestorzy pchają się drzwiami i oknami.