Tekst ukazał się w POLITYCE we wrześniu 2015 roku.
Jest nieustępliwa, odważna, harda. Prawica widzi w niej „biblijną dzielną niewiastę”, która twardo stawia czoło przedstawicielom „cywilizacji śmierci”. Lewica – następczynię prof. Krystyny Pawłowicz, bo z posłanką PiS łączą ją tupet i dosadny język. Kaja Godek, 33-latka z Warszawy, mama 7-letniego chłopca z zespołem Downa, stała się ikoną polskiego ruchu pro-life. Organizuje antyaborcyjne pikiety, pełne brutalnych zdjęć i kolaży wystawy, a przede wszystkim zbiórki podpisów pod obywatelskim projektem ustawy zakazującej aborcji. W połowie września kolejny raz pojawiła się z nim w Sejmie. Podobnie jak w 2013 r. głosami posłów Platformy oraz lewicy projekt odrzucono. Ale Godek oraz przedstawiciele komitetu „Stop aborcji” nie zamierzają się poddać. Jeśli wrócą z projektem po jesiennych wyborach parlamentarnych, mogą dopiąć swego, bo PiS i Zjednoczona Prawica ostatnio jednomyślnie opowiedziały się za nowelizacją, a w przyszłej kadencji to ta siła będzie mieć prawdopodobnie sejmową większość. Jarosław Kaczyński będzie więc zakładnikiem poparcia, które jego partia i akolici udzielili prolajferom.
– Prezes jest teraz jedynym prawdziwym przywódcą polskiej prawicy, musi więc robić ukłon w stronę Kościoła oraz tego typu środowisk. Wciąż na chłodno wszystko kalkuluje, nie sądzę, żeby sam zmienił poglądy w sprawie aborcji – mówi były już poseł PiS i przypomina głośny partyjny rozłam sprzed ponad ośmiu lat, kiedy parlamentarzyści próbowali zapisać w konstytucji „ochronę życia od momentu poczęcia”. – Kaczyński był wtedy przeciwny restrykcyjnym rozwiązaniom, próbował łamać tych, którzy byli za, groził wyrzuceniem.