„Patrioci” zakłócili procesję Ukraińców. Jednorazowy wyskok czy przygnębiająca norma?
Mało teraz dobrych wiadomości, więc kolejne złe coraz mniej zaskakują. Co nie znaczy, że mniej smucą. W Przemyślu grupa „patriotów” zakłóciła procesję zorganizowaną przez Ukraińców. Procesją Ukraińcy od kilkunastu lat czczą święto pamięci narodowej. W tym roku zmierzyć się musieli z osiłkami pragnącymi oczyścić Przemyśl i Polskę z „banderowców”.
Doszło do szarpaniny, na szczęście sprawnie interweniowała policja, zatrzymując najbardziej krewkich bojówkarzy i stawiając części z nich zarzuty. Nie wiem, czy to nowa normalność, nie można jednak tego wydarzenia potraktować jedynie jak ekscesu, bo sądzić inaczej nakazują inne ponure przypadki, zwłaszcza niszczenie ukraińskich grobów i miejsc upamiętnienia.
Emocje rosną przed 11 lipca, rocznicą tragedii wołyńskiej. Rocznica ta jest dobrym pretekstem do poważnej refleksji nad złożoną i dramatyczną wspólną historią Polaków i Ukraińców. To także okazja dla wyrażania emocji uruchamianych zarówno przez osobistą pamięć, jak i polityczny interes. To czas, kiedy wszystko zaczyna się mieszać: fakty z przekłamaniami, emocje z racjonalną argumentacją, polityka z historią. Nic w tym dziwnego, gorzej, gdy to pomieszanie prowadzi do polaryzacji głównego nurtu dyskusji i poddaniu jej logice sporu politycznego, w którym nie ma miejsca na niuanse, tylko wykorzystuje się binarne opozycje.
Przykładem triumfu takiej logiki jest przygotowana przez Prawo i Sprawiedliwość odpowiedź na niedawny list ukraińskich intelektualistów „Przebaczamy i prosimy o przebaczenie”. W odpowiedzi tej czytamy m.in.: „Różnica między nami dotyczy jednak nie przeszłości, lecz współczesnej polityki pamięci historycznej.