Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kultura

Co zamiast wyborów?

Kawiarnia literacka

Po rozmowie z Belgami na temat przyszłości demokracji zrozumiałam, że jestem w stu procentach Europejką wschodnią.

Z całym dobrodziejstwem inwentarza, czyli dogłębną znajomością takich pojęć, jak „manko”, „łapówka” oraz „jak to załatwimy”.

Najpierw było o tym, że wybory jako narzędzie demokracji właśnie się skompromitowały i powinny odejść do lamusa. Trąbią o tym wszyscy, których rozsierdził wynik referendum w Anglii. Mówi się, że Brexit pokazał, w jak mocno zmanipulowanej rzeczywistości żyjemy. Dzięki internetowi słowa Farage’a czy Trumpa przetaczają się od Podkarpacia do Dniepropietrowska, rezonując w Milwaukee. Politykom to narzędzie spadło jak z nieba, a mają przecież dodatkowo do dyspozycji media i ich coraz bardziej jawną pogoń za sensacją. Z nagłówkami o rodzinie Kardashian jest w stanie konkurować tylko pajac Trump. Mało kto zaryzykuje przedstawienie człowieka o poglądach zrównoważonych, myślącego konstruktywnie, bo poleci na niego wiązanka bluzgów z tym najstraszniejszym na czele: że jest politycznie poprawny (kariera tego rozciągliwego pojęcia to osobny temat – łączy ono narodowców o dymiących łbach z ludźmi, którzy „robią w słowie” – jedni i drudzy używają go jako obelgi; ci pierwsi, żeby się zaznaczyć, drudzy, żeby wydać się fajni i nieburżuazyjni).

Ale co zamiast wyborów? Wybory poprzedzone kursem, gdzie wytłumaczy się obywatelom, że są manipulowani? A jak się obrażą, że się ich traktuje jak głupków? Zlikwidować wybory i zastąpić je czymś innym? Czym? Losowym doborem rządzących, którzy zajmowaliby się państwem, dajmy na to, przez rok? Do pomocy mieliby ekspertów. Za jednym zamachem pozbyto by się polityków (tu: polityk jako osoba, która wiedzę o tym, jak kontaktować się z wyborcami, przekuwa na zrobienie błyskotliwej kariery, czyli dojście do władzy i uporczywe się jej trzymanie).

Polityka 33.2016 (3072) z dnia 09.08.2016; Kultura; s. 77
Oryginalny tytuł tekstu: "Co zamiast wyborów?"
Reklama