Potwierdza się przy tym, że gdy „Ucho prezesa” cytuje, opowiadając nam na nowo wydarzenia, które śledziliśmy już w prasie, efekt jest średnio zabawny.
Gdy jednak Górski i spółka stają się bardziej kreatywni, wykorzystując fakty jedynie jako fundament, na którym budują coś większego – wtedy, właśnie wtedy bawią do łez.
W odcinku siódmym, tym słabszym, mieliśmy w zasadzie dwa wydarzenia: wizytę marszałka Kuchcińskiego, który po swoich wybrykach w Sejmie przyszedł do Prezesa na dywanik, oraz odwiedziny kuzyna Prezesa, Jana, w którego wcielał się Jarosław Boberek.
W pierwszym wątku powtórzono nam wszystko to, co wiedzieliśmy od grudnia, opatrzone jedynie komentarzem Prezesa, że nieważne, jaką głupotę palną, jak się zbłaźnią, nie wolno uczynić im kroku do tyłu. W drugim zaś twórcy w bardzo, bardzo mglisty sposób nawiązali do wpływu, jaki na Prezesa ma Jan Maria Tomaszewski – w zasadzie był to wątek bardzo hermetyczny, bo Tomaszewski to raczej postać cienia, dla wielu osób może być niejasne, kim w zasadzie ten facet jest. Z drugiej strony – jeżeli o Tomaszewskim się słyszało, „Ucho…” znowu tylko powtórzy to, co wiemy.
Merkel u Prezesa, czyli „Ucho” wreszcie śmieszy
Odcinek ósmy jest lepszy, bo pokazuje nam coś nowego – wizytę na Nowogrodzkiej kanclerz Niemiec Angeli Merkel. I nie tylko, bo wpadają również pan prezydent Aleksande… znaczy Andrzej, wraz z małżonką, która potrzebna jest jako tłumaczka z niemieckiego, a także posłanka Pawłowicz. W skrócie: dzieje się bardzo, bardzo dużo, w efekcie widzowie dostają najlepsze kilkanaście minut w historii tego serialu satyrycznego.
Tu nie ma cytatów, trzeba tworzyć, pisać nowe wydarzenia, bazując na charakterze postaci.