Tekst pochodzi z wydania specjalnego "Ludzie roku 2008"
Ojciec pisarza był przystojnym ladaco, który uwiódł i porzucił jego matkę, żeby pojawić się po dziesięciu latach i uprzykrzyć im życie swoim męskim klimakterium. Dzieciństwo Llosa spędził w Boliwii i na prowincji w Peru, młodość w Limie, Paryżu i Madrycie, dojrzałe lata w Londynie, Berlinie i znowu w Madrycie. Wszystko zostało opisane: 71-letni Jorge Mario Pedro Vargas Llosa wydał 53 książki – eseje, reportaże, opowiadania, powieści, wspomnienia, a w 2007 r. tomik wierszy.
Vargas całe życie przygląda się okrucieństwu, dokonując różnych studiów tego zjawiska. Fascynuje go ono i mierzi. Pociąga i męczy. Włóczył się po spelunkach jak Katedra w dzielnicy Siedmiu Pchnięć Nożem w Limie, gdzie po nocy schodzili się złodzieje na piwo Cuzqena. Zdjęcia takich Katedr zdobiły kolorową prasę dla podróżników lubiących złe emocje. Nagrodę pisma francuskiego w konkursie dla młodych pisarzy peruwiańskich przyznano Vargasowi właśnie za studium złych emocji. Był nią dwutygodniowy pobyt w Paryżu (1959 r.).
Chłosta za wiersze
Tak to się zaczęło, choć jego biografia literacka ma wiele początków. Wrażliwy chłopiec szukał w literaturze ucieczki. Pisał w zeszytach wiersze wzorowane na barokowej poezji Nikaraguańczyka Rubena Dario. Ojciec wykrył te wiersze, wychłostał Vargasa na oczach kolegów i przeniósł zniewieściałego, jak sądził, syna do uczelni wojskowej, która miała mu wybić babskie zajęcia z głowy. Umiejętność fantazjowania i pisania okazała się dla kadeta zbawieniem. Mógł dzięki niej uniknąć prześladowań, jakim starsi poddawali pierwszoroczniaków. Była to fala, zjawisko uniwersalne.