Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Muzyka

Piękna magia

Recenzja płyty: Ornette Coleman, „Beauty Is a Rare Thing”

materiały prasowe
Dzika podróż w inny wymiar, której nie wypada nie przeżyć choćby raz.

Nie pospieszyliśmy się z reakcją, gdy ten zestaw wyszedł w nowej edycji trzy miesiące temu, ale skąd mieliśmy wiedzieć, że to będzie ostatnia pozycja w długiej dyskografii Ornette’a Colemana? Niemal do śmierci koncertował, nie tracąc sprawności w grze na saksofonie, a jako 85-latek wydawał się wieczny, co czyniło z niego wyjątek wśród gwiazd dawnej awangardy jazzowej. Przeżył zresztą wszystkich członków swojego zespołu z pierwszego okresu działalności, który dokumentuje właśnie na sześciu płytach „Beauty Is a Rare Thing”: trębacza Dona Cherry’ego, basistę Charliego Hadena, perkusistę Billy’ego Higginsa. A cały ten zbiór nagrań dla wytwórni Atlantic z lat 1959–61 (z licznymi niepublikowanymi wcześniej utworami) można z pewnym przybliżeniem traktować jako muzyczny testament Colemana. Oczywiście usłyszymy tu lekkie frazy, grane przez lidera w wysokim tempie (i w stylu, który wywoływał porównania z twórczością Charliego Parkera).

Ornette Coleman, Beauty Is a Rare Thing, Atlantic/Rhino

Polityka 26.2015 (3015) z dnia 23.06.2015; Afisz. Premiery; s. 75
Oryginalny tytuł tekstu: "Piękna magia"
Reklama