Palce, nosy, a nawet czoła dzieci i dorosłych opanowała zabawa Fidget Spinnerem. Gadżet powrócił jako must-have 2017 r. Wszystko za sprawą magazynu „Forbes”, który w grudniu 2016 r. przypomniał o jego istnieniu. Zabawka zaabsorbowała dzieci i gadżetomaniaków za oceanem, a niedawno dotarła także do Europy. I to 24 lata od chwili jej powstania. Jak podaje „The Gaurdian”, zabawkę – choć w nieco innej formie niż dziś – opatentowała w 1997 r. Catherine Hettinger. Stworzyła ją z myślą o swojej wnuczce Chloe. Po 7 latach Hettinger była zmuszona do uiszczenia opłaty w wysokości 400 dol. za utrzymanie patentu. Nie było jej na to stać i wynalazek zaczął żyć własnym życiem.
W kolejnych latach niektórzy nauczyciele w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii postawili tezę, że Spinner działa uspokajająco i wspomaga koncentrację. Zabawka miała znaleźć zastosowanie przede wszystkim wśród dzieci z ADHD i nadpobudliwością. Choć właściwości zabawki nigdy nie zostały zbadane i udowodnione, lecznicza łatka przylgnęła do gadżetu.
– Uspokajanie polega na absorbowaniu uwagi tak, by nie działały na nas inne bodźce. Koncentrowanie uwagi na jednym przedmiocie często wykorzystywane jest podczas relaksacji – tłumaczy psycholog Jarek Żyliński. – Fidget Spinner trochę tak działa, bo rzeczywiście koncentrujemy się na tej konkretnej czynności. Ale nie jest to przesadnie potężna moc.
Jarek Żyliński na co dzień pracuje z dziećmi. Fenomenu Spinnera doszukuje się w łatwości obsługi zabawki. Jak tłumaczy, urządzenie działa mimowolnie i absorbuje niczym bączek, który opanował rynek zabawkarski prawie 20 lat temu. – Dzieci szybko reagują. Gdy dostaną coś do ręki i to od razu zaczyna działać – chcą to mieć.