Żałoba wśród króliczków
Hugh Hefner przewidział rewolucję seksualną i stał się jej ikoną
Gdy w 1953 roku Hugh Hefner wydawał w Chicago pierwszy numer magazynu rozrywkowego dla mężczyzn, czyli „Playboya”, sam nie przypuszczał, jaką uruchomi wkrótce lawinę wydawniczą i społeczną.
Na okładce tego numeru widniało zdjęcie ubranej Marylin Monroe, ale w środku były już pierwsze nagie zdjęcia... sekretarki Hefnera. Pierwszy numer na kuchennym stole w mieszkaniu Hefnera przygotowały do druku dwie osoby – Hugh i jego sekretarka właśnie. Ponieważ do wydania był dołączony kalendarz z roznegliżowanymi zdjęciami Marylin, udało się sprzedać aż 50 tys. egzemplarzy pisma.
Jednak z każdym kolejnym wydaniem nakład rósł – i to niemal w postępie arytmetycznym – aż w mniej więcej w połowie lat 70. XX w. czasopismo sprzedawało się w nakładzie ponad 5 mln egzemplarzy co miesiąc. Największy nakład pojedynczego wydania „Playboya” to niemal 7 mln egzemplarzy. To chyba największy prasowy sukces wydawniczy.
„Playboy” to nie tylko nagość
O Hefnerze i jego prawdziwym imperium „Playboya” – którego logo stał się wystylizowany rysunek głowy króliczka – pisano wiele, sam Hefner udzielał też wielu wywiadów, a znawcy mediów często zastanawiali się, skąd ten kosmiczny sukces pisma, które wyspecjalizowało się w ukazywaniu kobiecej nagości.
Przede wszystkim ludzie szybko dostrzegli, że „Playboy” nie ma nic wspólnego z pornografią, że zdjęcia modelek są piękne, świetnie zrobione, wykonane przez mistrzów fotografii, słowem: artystyczne. No i że same modelki też są niczego sobie... Po drugie, Hefner wpadł na genialny pomysł, by rozrywkę dla mężczyzn, której dostarczały eleganckie i wysmakowane sesje z nagimi kobietami, połączyć z bardzo ambitnymi treściami – stąd wywiady z najważniejszymi ludźmi na świecie, stąd fragmenty prozy lub opowiadania największych pisarzy świata, stąd też wyjątkowo – jak na drugą połowę XX w.