[Wywiad ukazał się w POLITYCE 25 marca 2014 roku]
Marcin Rotkiewicz: – Zastanawialiśmy się, czy ten wywiad mógłby odbyć się przez Skype’a.
Prof. Bartosz Brożek: – Ale zdecydował się pan przyjechać do Krakowa.
Bo lektura pańskiej najnowszej książki „Granice interpretacji” przekonała mnie jeszcze bardziej, że nawet gdybym zadał panu dokładnie te same pytania za pośrednictwem komputera, to nasza rozmowa byłaby inna niż twarzą w twarz. Pewnie gorsza…
Zgadzam się. Tego typu różnice komunikacyjne są dla mnie najbardziej odczuwalne, kiedy mam rozmawiać przez telefon w innym języku niż polski. Głównie dlatego, że np. po angielsku dużo trudniej wyczuwam emocjonalne niuanse, a już szczególnie, gdy nie widzę rozmówcy. To bardzo stresujące doświadczenie.
W swojej książce dowodzi pan, jak głęboko język tkwi w naszej biologii i relacjach społecznych.
Bo nie jest on oderwanym od ciała systemem abstrakcyjnych reguł gramatycznych, semantycznych czy syntaktycznych. Wiemy to dziś bardzo dobrze, głównie dzięki rozwojowi m.in. badań nad mózgiem i biologii ewolucyjnej.
Przez wiele stuleci język nie cieszył się jakimś szczególnym zainteresowaniem filozofii.
Tak było właściwie do początków XX w. Wcześniej filozofowie zastanawiali się przede wszystkim nad tym, jak zbudowany jest świat i jak go poznajemy, a nie nad tym, jak o nim mówimy.
Niektórzy z nich próbowali jednak budować język idealny. Po co?
Były przynajmniej dwa takie projekty: w XIII w. autorstwa Rajmunda Lullusa i w XVII w. Gottfrieda Leibniza. Co ciekawe, motywacja obu tych filozofów była bardzo podobna. Lullus żył na Półwyspie Iberyjskim na pograniczu trzech kultur: chrześcijańskiej, żydowskiej i islamu.