W 2011 r. w czasopiśmie „Computer Science & Information Technology” ukazał się niezwykle bezczelny plagiat. Zdarza się, że bez cytowania wykorzystuje się cudze wyniki, a czasem wstawia się fragmenty czyichś opracowań. Tym razem skopiowano wszystko z wyjątkiem nazwisk autorów – nawet podziękowania.
Przemysł kopiowania cudzych prac rozwija się niezwykle dynamicznie. Zoe Lacroix, profesor w Stanowym Uniwersytecie w Arizonie, która sama była ofiarą plagiatu i odkryła wspomnianą wyżej publikację, znalazła też artykuł z 2007 r. splagiatowany co najmniej pięć razy. Przy czym w latach 2008 i 2009 przez tych samych autorów w dwóch różnych czasopismach wydawanych przez tę samą instytucję – Canadian Center of Science and Education.
Skala plagiatów jest przerażająca. Nie są one jednak ważnym narzędziem budowania fikcyjnych karier. Wykrycie plagiatu jest bowiem stosunkowo proste, a osoby, które go popełnią, nie mogą liczyć na litość. Natomiast takich oszustów jak El Naschie z Uniwersytetu Aleksandryjskiego przyszpilić jest znacznie trudniej. Nie trzeba bowiem eksperta, żeby stwierdzić, że dwa fragmenty tekstu są identyczne lub prawie identyczne, natomiast sporego wysiłku wymaga wykazanie, że jakiś tekst naukowy prezentuje fatalny poziom merytoryczny lub wręcz jest bełkotem – a przecież działalność nierzetelnych naukowców i redaktorów może mieć ogromny wpływ na ocenę uczonych i uniwersytetów oraz na decyzje o wydatkach na badania.