W indywidualnych historiach laureatów moment otrzymania Nagrody Naukowej POLITYKI kojarzyć się im powinien z przekroczeniem ważnego życiowego progu. Taka jest bowiem intencja naszego przedsięwzięcia, by co roku wyłowić spośród kilkuset aplikujących o stypendia kandydatów osoby w specyficznym momencie karier: już mają za sobą znaczne dokonania, ale wciąż jeszcze są na – by tak powiedzieć – intelektualnym rozruchu, dopiero na dobre sadowią się w świecie nauki, wiją tam gniazdo dla swoich badań, teorii, refleksji. Nasze Nagrody mają im pomóc i w sensie najbardziej przyziemnym (są to pieniądze, które można wydać w całkowicie dowolny sposób), i w sensie psychicznym: dodać dobrze rozumianej pewności siebie, wzmocnić, uskrzydlić.
Wydaje się, że do tej pory odwaga myślenia i siła osobowości nie były w nauce aż tak potrzebne jak dziś. Mijają chyba bezpowrotnie czasy, gdy kariera naukowa była dość przewidywalna: kolejne stopnie, ten sam instytut przez całe życie, zamknięcie w hermetycznym świecie jednej dyscypliny. Dziś o sukcesie zdaje się przesądzać śmiałość, niekiedy wręcz brawura w przekraczaniu granic między humanistyką a naukami ścisłymi, między medycyną a nowoczesną inżynierią, wyprawianie się z własną wiedzą w odległe galaktyki matematyki, informatyki, filozofii.
Takimi intelektualnymi podróżnikami jest większość spośród naszych tegorocznych laureatów. Jak również dr Mateusz Hohol z IFiS PAN oraz Centrum Kopernika Badań Interdyscyplinarnych, stypendysta z 2013 r., którego poprosiliśmy o wykład uświetniający galę (to już zwyczaj, by co roku robił to laureat z lat ubiegłych). Zaproponował nam i sobie pytanie: „Czy nasze mózgi są matematyczne?