O takich kreacjach, jak postać prof. Zbigniewa Religi w filmie „Bogowie”, mówi się: rola życia. Lekko, dowcipnie, z niespotykaną brawurą Tomasz Kot nie tylko zagrał słynnego lekarza, „Johna Wayne’a polskiej kardiochirurgii”, ale – na co zwrócili uwagę niemal wszyscy recenzenci – zastąpił w wyobraźni widzów postać rzeczywistego profesora Religi. Film i aktor zostali uhonorowani Złotymi Lwami na festiwalu w Gdyni. Z prawie dwumilionową widownią „Bogowie” Łukasza Palkowskiego (laureata Paszportu POLITYKI za głośny „Rezerwat”) z impetem wbili się do dziesiątki największych przebojów polskiego kina po 1989 r.
Kot nie pierwszy raz stworzył barwną, fascynującą, pełną siły i słabości wielowymiarową postać. O jego wybitnych umiejętnościach – nie tylko „smutnego aktora komediowego” i parodysty, często pojawiającego się w komediach romantycznych (m.in. „Lejdis”), serialach (m.in. „Na dobre i na złe”) oraz sitcomach („Niania”) – przekonywała już jego pierwsza ekranowa rola: Ryśka Riedla, lidera zespołu Dżem w dramacie Jana Kidawy-Błońskiego „Skazany na bluesa” (2005 r.).
Ma 37 lat. Urodził się i wychował w Legnicy. Po ukończeniu krakowskiej szkoły teatralnej występował m.in. w Teatrze Bagatela, zagrał Hamleta u Jacka Głomba w Legnicy, na trzy sezony związał się z teatrem kaliskim. Od dwóch lat objeżdża Polskę z one man show „Jak zostać Sex Guru w 247 łatwych krokach” austriackiego komika Wolfganga Weinbergera. To coś pomiędzy monodramem a stand-upem. Wkrótce zobaczymy go w roli Daniela Polaka, producenta muzycznego, znawcy rodzimych gustów, w filmie „Discopolo” w reżyserii Macieja Bochniaka.