W Sądzie Okręgowym w Warszawie czeka na rozpoznanie sprawa przeciwko czterem posiadaczom przedwojennych akcji Giesche SA z Katowic i ich pełnomocnikowi. Prokuratura Okręgowa w Tarnobrzegu oskarżyła ich o próbę wyłudzenia 341 mln zł. Proces może się stać precedensem dotyczącym reaktywacji przedwojennych spółek na podstawie akcji kupionych na rynku kolekcjonerskim.
W polskim przedwojennym rejestrze handlowym figurowało ok. 170 tys. spółek, z czego ok. 3 tys. to spółki akcyjne. Giesche SA była jednak wyjątkowa: miała 172 mln zł kapitału zakładowego, podzielonego na 172 akcje po milion zł (Bank Polski miał tylko 100 mln zł kapitału). To robiło wrażenie, bo typowe akcje miały wartość nominalną 100 zł.
Choć historia spółki Giesche sięga XVIII w., to dla aktualnych rozstrzygnięć ważne są jej losy po 1922 r. W wyniku podziału Górnego Śląska 80 proc. koncernu zaliczanego do największych przedsiębiorstw Europy znalazło się w Polsce. W 1926 r. spadkobiercy Giesche uznali, że Polska utrudnia funkcjonowanie firmy z kapitałem niemieckim i za 4 mln dol. sprzedali ją amerykańskiemu holdingowi Silesian – American Corporation (SACO). Wszystkie akcje zdeponowane zostały w Guaranty Trust w Nowym Jorku.
W czasie drugiej wojny światowej kontrolę nad spółką przejęła III Rzesza. Zapewne dlatego w 1946 r. została uznana za przedsiębiorstwo niemieckie i znacjonalizowana bez odszkodowania. USA natychmiast ostro zareagowały. Amerykanie – znając nowe realia ustrojowe – nie kwestionowali samej nacjonalizacji. Uważali jednak, że Polska nie może jej przejąć bez odszkodowania dla SACO będącego jedynym właścicielem Giesche SA. Negocjacje były trudne. USA chciały początkowo za spółkę Giesche 117 mln dol. Stanęło na 40 mln spłacanych w ratach po 2 mln dol. rocznie (częściowo węglem).