Kto ma telefon w sieci Plus, nie powinien się zdziwić, jeśli dzwoniący do niego uprzejmy, ale uparty konsultant zaproponuje tym razem nie droższy abonament albo dodatkowy pakiet internetowy, lecz dostawę prądu. Plus, jako pierwszy z polskich operatorów, od testów przeszedł do czynów i próbuje zachęcić ponad 14 mln swoich klientów do zmiany dostawcy energii elektrycznej.
To jeden z pomysłów Zygmunta Solorza-Żaka na integrację różnych części jego imperium. Prąd sprzedawany przez Plusa produkuje zespół elektrowni Pątnów-Adamów-Konin, kontrolowany przez spółki jednego z najbogatszych Polaków. Kto zdecyduje się na ofertę operatora, ten za prąd zapłaci razem z rachunkiem telefonicznym. Inne koncerny telekomunikacyjne nie mają co prawda aż tak silnych powiązań z producentami energii, ale też o prądzie pomyślały. T-Mobile zawarł umowę z Tauronem i prowadzi testy, chociaż nie wiadomo, kiedy dokładnie pojawi się jego oferta. Orange próbował współpracować z Polską Grupą Energetyczną, ale po roku przyznał się do fiaska projektu. Nieoficjalnie mówiło się o trudnościach w technicznej współpracy obu firm. Poza tym zarówno w Orange, jak i w PGE zmienili się prezesi, a następcy do wspólnego produktu, jak widać, przekonani nie byli. Początki często bywają trudne, ale np. na Węgrzech prąd i gaz od tamtejszego Magyar Telekom kupuje już ponad 150 tys. klientów.
Wielka trójka
Sprzedaż prądu przez operatorów to pomysł ciekawy, jednak większe emocje wywołuje ich zainteresowanie branżą bankową. Zaczęło się od płatności mobilnych, gdy firmy telekomunikacyjne odkryły, że mają w ręku, być może, żyłę złota – nowoczesny smartfon, który może zastąpić zarówno gotówkę, jak i karty. Aby zagwarantować sobie zyski na tym nowym, wciąż dziewiczym rynku, zaczęły przekonywać do współpracy banki i organizacje płatnicze, takie jak VISA czy MasterCard.