Szwajcaria jest paradoksalnym przykładem państwa, które ma kłopoty dlatego, że wiedzie mu się za dobrze w dzisiejszym świecie.
Jest bardzo bogata, bezpieczna, stabilna politycznie, a do tego swoją gospodarczą potęgę zbudowała nie na ropie czy gazie, a na ciężkiej pracy, ogromnej wydajności, innowacyjności i legendarnej jakości swoich produktów.
Niestety dla Szwajcarów, podobnych państw nie ma na świecie wiele. To zatem Szwajcaria jest miejscem, gdzie bogaci z różnych części świata przywożą swoje pieniądze. W ostatnich latach czynią to tym chętniej, że innych bezpiecznych przystani jest jak na lekarstwo. Taka sytuacja wymaga od szwajcarskich polityków i ekonomistów wyjątkowej odpowiedzialności.
Ludzie rządzący małym, ośmiomilionowym krajem muszą mierzyć się z problemami, które przerosłyby praktycznie każdego. Bo jak z jednej strony pielęgnować wizerunek Szwajcarii jako bezpiecznego i stabilnego państwa, ale równocześnie nie dopuścić do zbytniego umacniania się szwajcarskiej waluty i obronić konkurencyjność własnego eksportu, któremu coraz silniejszy frank szkodzi?
Szwajcarski bank centralny dziś właśnie ogłosił zmianę swojej polityki, czym spowodował chaos walutowy, daleko wykraczający poza granice Konfederacji Helweckiej. Przez ostatnie trzy lata Szwajcaria broniła poziomu 1,20 franka za jedno euro i zapowiadała, że nie pozwoli, aby frank stał się mocniejszy. W tym celu obniżano stopy procentowe, aż niedawno ogłoszono, że powinny one stać się ujemne. Kto tak bardzo pragnie posiadać duże ilości franków, niech po prostu płaci za ich trzymanie.