Bezczynność nie jest źródłem radości. Ale też sama werwa, witalność, ruchliwość, krzepa, rzucanie się w wir życia nie są wystarczającą przepustką do psychicznego dobrostanu – twierdzi amerykański psycholog Mihaly Csikszentmihaly, autor pojęcia flow. Wielu ludzi poszukuje silniejszych wrażeń:wspinaczki, szybownictwa, akrobacji narciarskich. Dlaczego, robiąc rzeczy z punktu widzenia rozsądku tak niedorzeczne, znajdują w tym szczęście?
Rzecz jest w MAO. To enzym monoaminoksydazy. Im go w mózgu mniej, tym człowiek bardziej pragnie silnych, ryzykownych wrażeń, nowości i więcej w nim skłonności do ryzyka. MAO przyczynia się do rozkładu dopaminy, która daje ludziom energię do szukania przyjemności i cieszenia się, że ją odnaleźli. MAO otrzymujemy genetycznie. Niemowlęta z niskim MAO są krzykliwe i ruchliwe, z wysokim – spokojne.
Potrzebę mocnych wrażeń można także zaspokoić sięgając po narkotyk lub alkohol. Wtedy czas także zatrzymuje się, a mózg doznaje oszołomienia. Lecz te sposoby, zamiast radości flow, prowadzą do depresji i niewoli. „Bo flow – twierdzi Csikszentmihaly – nie doświadcza się bez wysiłku, bez mozołu zdobywania”.
Skok po szczęście
Lot na nartach trwa sekundy. Ktoś, kto obserwuje skoczka w telewizji, może w tym czasie upić kilka łyków herbaty, pięć razy pogłaskać psa, nabić i zapalić fajkę. W tym samym czasie skoczek przeżywa stan zmiennej świadomości: napięcie, gonitwę myśli albo rzadziej – pustki i rozproszenia, a potem – niesłychanego oszołomienia, o którym człowiek patrzący na niego przez szkło ekranu nie ma najmniejszego pojęcia.