Dzieci rodziców niesprawnych
Prokreacyjna rozrzutność ospałych życiowo. Pracownicy socjalni są bezradni
Joanna Podgórska: – W poprzednim numerze POLITYKI ukazał się reportaż o „prokreacyjnie rozrzutnych” podopiecznych pomocy społecznej. Kobietach bezwolnych i ospałych życiowo, które rodzą jedno dziecko po drugim, mnożąc biedę i życiowy bezwład. Co zrobić z tym problemem? Może jakimś wyjściem byłaby antykoncepcja?
Dariusz Bruzgo: – Prokreacja jest prawem człowieka i pracownik socjalny nie może powiedzieć: pani kochana, nie stać cię na dzieci, to ich więcej nie ródź. Może sugerować, że warto porozmawiać z lekarzem, aby nie zachodzić w nieplanowaną ciążę. Pomoc społeczna – i słusznie – jest obwarowana regułami i wartościami. Naczelną jest godność człowieka, a drugą samostanowienie o sobie. Możemy tylko rozmawiać o antykoncepcji, choć niejednokrotnie jest to pojęcie absolutnie obce tym kobietom. Przykro to mówić, ale zdarzają się kobiety traktujące dzieci jako źródło zarobkowania, bo każde kolejne dziecko to szansa na zasiłek.
Kiedy po serii dzieciobójstw rozmawiałam z pracowniczkami pomocy społecznej, pytając, czy sugerują swoim podopiecznym np. założenie spirali, okazało się, że antykoncepcja to słowo tabu. Niektóre sugerują, ale po cichu, bo może być z tego afera.
W Polsce kwestia seksualności jest moim zdaniem w ogóle tematem tabu. Dla Kościoła jakakolwiek ingerencja w prokreację jest grzechem. Z drugiej strony mamy człowieka – niedobrze generalizować, ale to zrobię – który w wielu przypadkach ma niskie wykształcenie, przez całe życie obracał się w środowisku, gdzie wszyscy mieli mnóstwo dzieci i nikt nie zawracał sobie głowy planowaniem rodziny. Dominowała postawa: jakoś to będzie, państwo da. Hasła „antykoncepcja” po prostu nie ma w słowniku takich klientek.