Kilka dni po tym, jak około 50 francuskich Cyganów zaatakowało posterunek żandarmerii w Saint-Aignan, minister spraw wewnętrznych Brice Hortefeux naprężył muskuły. 28 lipca br. na dziedzińcu Pałacu Elizejskiego zapowiedział drakońskie środki: likwidację w ciągu trzech miesięcy połowy z około 600 nielegalnych obozowisk, jakich doliczono się we Francji, i natychmiastowe odsyłanie za granicę Romów, którzy naruszyli porządek publiczny.
Dwa dni później, wygłaszając przemówienie w Grenoble, gdzie także doszło niedawno do ulicznych starć między policją a grupami młodych przestępców, Nicolas Sarkozy podbił stawkę. Prezydent ogłosił cały zestaw środków bezpieczeństwa: od pozbawiania obywatelstwa naturalizowanych imigrantów, którzy nastają na życie policjantów albo żandarmów, przez zaostrzenie kryteriów jego przyznawania, po zainstalowanie do końca 2012 roku 60 tys. kamer nadzoru w miejscach publicznych.
Od tej pory niemal codziennie francuskie media informują o kolejnych zlikwidowanych cygańskich obozowiskach – tylko w ciągu dwóch tygodni usunięto ich aż 40. Setki Romów naruszających przepisy pobytu odesłano do Rumunii i Bułgarii (do końca sierpnia ma być deportowanych 850 Romów). Przy okazji Paryż straszy zablokowaniem planowanego na styczeń przystąpienia Rumunii do strefy Schengen, jeżeli kraj ten nie zacznie rozwiązywać problemów ludności romskiej na własnym podwórku.
Zbiorowe piętnowanie
W europejskich mediach zawrzało. „Czy Francuzi są rasistami?” – pytał bez ogródek komentator brytyjskiego dziennika „The Independent”.