Nie było łatwo, rozległy się nie tylko oklaski, lecz także buczenie. Ale generalnie wygląda na to, że nowy, rewolucyjny rząd został przyjęty. Z pewną rezerwą, bo Ukraińcy już nie wierzą nikomu, zwłaszcza politykom. Nad Majdanem powiewał transparent: „Politycy, pamiętajcie, że Ukraina jest już inna”. Arsenij Jaceniuk, nowy kandydat na premiera, chyba spodziewał się tej funkcji już wczoraj. Wygłosił uspokajającą odezwę do Rosjan, a następnie powiedział, że stanowiska w nowym rządzie to praca dla samobójców. Rzeczywiście, praca to będzie wielka i niewdzięczna ze względu na niepopularne decyzje, jakie przyjdzie podejmować rządowi, by wyprowadzić Ukrainę na spokojne wody.
Ważne z punktu widzenia polityki – premierem został przewodniczący partii Batkiwszczyna, prawa ręka Julii Tymoszenko. Czy to oznacza, że Julia, z wrodzoną sobie bezceremonialnością, będzie rządzić krajem poprzez swojego człowieka? Z pewnością to pytanie stawia sobie wielu Ukraińców. Bo Julii polityczne ambicje nie opuściły.
To będzie próba dla Jaceniuka: czy potrafi się od ewentualnych wpływów uwolnić i stanie się politykiem niezależnym, czy ulegnie. Dotychczas nie zasłynął z takiej siły, pełnił wiele funkcji, walczył nawet, całkiem bez sukcesu, o fotel prezydenta. Ale na Majdanie trwał twardo, do końca. Teraz gra idzie o życie: mając w perspektywie wybory parlamentarne, Jaceniuk musi zaprezentować się jako polityk odporny na naciski. Majdan patrzy mu na ręce i będzie patrzeć nadal, jak zapowiedział. A politycy nie są przez „gromadę” hołubieni.
Ludzie Batkiwszczyny też są w rządzie. Z pewnością politycy mieli kłopot w utrzymaniu odpowiednich proporcji, żeby partia Tymoszenko nie była nadreprezentowana. Wicepremierem ds.