Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Kłania się Artur Rubinstein

Czy należy zapraszać Putina do Polski?

Unia Europejska
Wydaje się czymś sztucznym publiczne wypowiadanie bardzo negatywnych opinii o Putinie i równocześnie zapraszanie go na wspólne obchody, na których z natury rzeczy wymienia się uprzejmości i uśmiechy.

Z pewnością prezydent Rosji Władimir Putin przyjedzie do Normandii na obchody rocznicy D-Day, bo francuski prezydent François Hollande uważa, że nie można łączyć negatywnej opinii o postępowaniu Putina na Ukrainie z wkładem Rosji w walki z hitlerowcami. Nawet nasz prezydent Bronisław Komorowski uważa, że wyłączenie Putina byłoby czymś dziwnym, skoro reprezentuje on jednego z najważniejszych aliantów z czasów wojny.

A jednak wydaje się czymś sztucznym publiczne wypowiadanie bardzo negatywnych opinii o Putinie i równocześnie zapraszanie go na wspólne obchody, na których z natury rzeczy wymienia się uprzejmości i uśmiechy. Przed Polską stoi dodatkowy problem, gdyż zbliżają się zarówno obchody rocznicy wyzwolenia obozu w Auschwitz przez wojska radzieckie, jak i zapowiedziany od dawna rok Polski w Rosji i Rosji w Polsce.

Rysuje się pewna historyczna analogia. Przy urządzaniu nowego porządku na świecie zwycięskie mocarstwa nie zaprosiły przedstawicieli Polski na konferencję założycielską ONZ do San Francisco, gdyż uważały, że ówczesne komunistyczne władze nie miały legitymacji do reprezentowania Polski i narodu polskiego. Z drugiej strony trudno było pominąć Polskę, o którą się cała wojna rozpoczęła i która była jedną z głównych jej ofiar. A przecież chodziło nie o przywództwo tego czy innego kraju, ale o sam ten kraj i o symbole.

Sytuację – dla pamięci obecnych i właśnie dla symbolu – uratował z potrzeby serca polski pianista Artur Rubinstein, który miał dla delegatów grać w San Francisco. „Nie widzę tu polskiej flagi – powiedział przed koncertem – więc odegram polski hymn narodowy”. Jasne było tak dla niego, jak dla wszystkich, że naród niekoniecznie ma być reprezentowany przez swoje władze – czasem wybrane, ale czasem przecież narzucone – i że zwykli ludzie nie zawsze odpowiadają za swoich przywódców.

Reklama