Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Jemen jak Ukraina

O co chodzi Arabii Saudyjskiej w wojnie o Jemen

Po ataku na stolicę Jemenu, Sanę. 8 kwietnia 2015 r. Po ataku na stolicę Jemenu, Sanę. 8 kwietnia 2015 r. Khaled Abdullah/Reuters / Forum
Tłumaczenie obecnego konfliktu w Jemenie przez pryzmat regionalnej wojny między szyitami i sunnitami wyrządza ogromną krzywdę Jemeńczykom, którzy i tak już nie mają łatwo.

Arabia Saudyjska i jej sunniccy sojusznicy nie mogą się zdecydować: bombardować Jemen czy nie bombardować. 21 kwietnia Rijad oficjalnie zawiesił ataki, aby następnego dnia je wznowić.

Według niezależnych obserwatorów przez miesiąc w wyniku tych bombardowań zginęło już prawie tysiąc Jemeńczyków, kilka tysięcy zostało kalekami. Saudyjczycy ponadto odcięli pomoc humanitarną, w efekcie ten już wcześniej najbiedniejszy kraj na Bliskim Wschodzie stoi na skraju katastrofy.

Niezdecydowanie Saudów wynika z braku efektów bombardowań. Ich celem było powstrzymanie Huti, ugrupowania polityczno-zbrojnego, zrzeszającego szyickie plemiona z północy kraju. Bojownicy Huti w zeszłym roku zajęli stołeczną Sanę i ruszyli dalej na południe, aby docelowo opanować Aden, drugie największe miasto kraju. Saudyjskie bomby nie są w stanie powstrzymać tych dobrze wyszkolonych, chowających się po górach partyzantów. Rijad jest więc w kropce.

Narracja Saudyjczyków jest następująca: Huti to ugrupowanie kontrolowane i sponsorowane przez Iran, który w całym regionie za pomocą takich właśnie pośredników próbuje ograniczać lub wręcz wypychać saudyjskie wpływy. Dla Rijadu jest więc to część bliskowschodniej wojny z Teheranem, która toczy się już m.in. w Iraku i Syrii. Przypadek Huti jest o tyle szczególny, że dotyczy kraju sąsiedniego. Gdy cztery lata temu chwiał się sunnicki reżim w sąsiednim Bahrajnie, Saudyjczycy bez wahania wysłali czołgi, aby stłumić protesty szyickiej większości.

Wobec Jemenu Saudowie zachowują się tak jak Rosja wobec Ukrainy. Kreml od początku mówi o zachodniej ekspansji politycznej na Ukrainie, czyli na obszarze tzw. bliskiej zagranicy, co ma zagrażać jego podstawowym interesom, podczas gdy takiej ekspansji nie było.

Reklama