O tym, że Selectours ma się nie najlepiej, szeptano w branży turystycznej od dawna. Przynajmniej od roku albo dwóch. Były na to pośrednie dowody: firma nie ujawniła swoich wyników za ubiegły rok i nerwowo szukała inwestora. Zainteresowanie zdradzał giełdowy Rainbow Tours, ale do transakcji nie doszło. To też powinno dać do myślenia. Na szeptankach jednak się kończyło, bo nikt oficjalnie nie może oceniać kondycji ekonomicznej biura turystycznego, póki ono samo nie przyzna, że ma problemy. A głośno powiedzieć o podejrzeniach nie można, bo dla firmy to pocałunek śmierci. W branży turystyki wyjazdowej większe lub mniejsze kłopoty wielu już przeżywało, więc liczono, że Selectours jakoś wygrzebie się z kłopotów.
To nie była firma krzak. Biuro na polskim rynku działało od 1992 r. i należało do dużych. Specjalizowało się w krajach Bliskiego Wschodu – Egipt, Tunezja, Jordania, Maroko. Wielokrotnie nagradzane, cieszyło się dobrą opinią wśród klientów. Na internetowych stronach dominują pochwały dla Selectours. Także z tegorocznych turnusów z końca sierpnia, czyli tuż przed bankructwem. „Wszystko, co obiecało biuro podróży Selekturs, to czysta prawda. Nie ma przekrętu. Za 2 tys. zł 8 dni. Hotel i jadło rewelka, rafa cudna, animacje, baseny bez zarzutu. Żal wyjeżdżać” – komentuje jeden z wczasowiczów. Gdyby do Egiptu pojechał tydzień lub dwa później, miałby szanse wystąpić przed kamerami TVN24 i zapowiedzieć, że zmarnowanych wakacji nie podaruje i pozwie Selectours do sądu.
Pech optymistów
Na pytanie, dlaczego Selectours zbankrutował, ludzie z branży tylko się uśmiechają.