W Pucku wygląda to – siłą rzeczy – symbolicznie. Wiadomo: 10 lutego 1920 r., pucki port, gen. Józef Haller, pierścień rzucony w wody zatoki. Zaślubiny. Teraz rozwód: z portu alejką spacerową wyruszymy przez park, po klifie w stronę Rzucewa i Gdyni, i rychło natrafimy na przeszkodę. Wybrukowana ścieżka spacerowo-rowerowa kończy się nagle zasiekami z tablicą „Teren prywatny – przejścia nie ma”. Para 30-latków zdziwiona zawraca. Więcej determinacji wykazuje dwójka starszych wczasowiczów – chcą dotrzeć do jednego z miejsc polecanych w bedekerach. Decydują się nadłożyć drogi i obejść wygrodzoną rozległą łąkę, pośrodku której, w odległości kilkudziesięciu metrów od krawędzi klifu, wyrósł Nowy Świat – kompleks apartamentów z widokiem na morze.
– Chcieli budować przy samej krawędzi – relacjonuje założenia inwestora Andrzej Cieślak z Urzędu Morskiego w Gdyni. – Myśmy robili, co mogli, żeby odsunąć zabudowę jak najdalej, żeby te budynki z podziemnymi garażami nie zagrażały same sobie.
To klif aktywny. Jest jak w dowcipie. Spotyka się dwóch znajomych i jeden pyta drugiego: A ty jak daleko mieszkasz od morza? – Co roku bliżej.
Niemniej inwestor pokazał ekspertyzy, że można budować.
Luksusowy znaczy grodzony
Z powodu płotu, którym od świata odgrodził się Nowy Świat, dwa lata temu w sennym Pucku wybuchła awantura. Na drzwiach ratusza niewidzialna ręka powiesiła list otwarty do burmistrza. Marek Rintz, burmistrz Pucka, jest przekonany, że ręka należała do jego rywala. Anonimowy autor dał popalić wszystkim: od proboszcza, przez Urzędy (Wojewódzki i Morski), po samorząd – burmistrza i Radę Miejską.
Rintz w dzieciństwie chodził na klif na pikniki, potem z dziewczynami na spacery.