Udało mi się dotrzeć do młodych antyfaszystów z ugrupowania Sierp i Młotek, którzy akcję wykonali. Oto fragmenty rozmowy, jaką z nimi przeprowadziłem.
– Jaki był cel waszej akcji?
– Chcieliśmy wyrazić sprzeciw wobec panoszącego się faszyzmu. Nie jest tajemnicą, że faszyści są dziś wszędzie, nawet w pociągach – tłumaczy antyfaszysta Patryk, poprawiając kominiarkę.
– Jako antyfaszystowska lewica jesteśmy otwarci i tolerancyjni, ale uważamy, że ich ideologia jest chora. Słuchają beznadziejnej muzyki, a w tych czarnych kurtkach i glanach wyglądają żałośnie. Powinni się leczyć – nie owija w bawełnę aktywista Borys, który osobiście nic do tych ludzi nie ma, pod warunkiem, że ze swoimi zboczonymi poglądami siedzą w domu i nie afiszują się.
Zdaniem moich rozmówców, faszyści to przeciwnik chytry i podstępny. Dowodem jest to, że ich tegoroczny marsz był legalny, a oni dla niepoznaki wyglądali na nim normalnie. W dodatku sprytnie unikali skandowania swoich własnych antysemickich haseł, co antyfaszyści uznali za cyniczną prowokację.
– Myślą, że jak przestaną golić głowy, zapuszczą wieśniackie grzywki i założą garnitury, to kogoś zmylą – irytuje się Borys, naciągając na głowę kaptur swojej eleganckiej bluzy.
– Nie chcieli skandować, żeby pokazać, że nie są burakami, chociaż wszyscy wiedzą, że są – tłumaczy Patryk, który osobiście wolałby, żeby jednak skandowali, bo uważa, że każdy powinien mieć odwagę przyznać się do tego, kim jest.
Antyfaszyści z Sierpa i Młotka oświadczyli, że wbrew policji i neoliberalnym mediom będą dalej konfrontować swoje poglądy z poglądami faszystów. – To pozwoli nam się lepiej nawzajem poznać – wyjaśnia działacz Kris, który w najbliższym czasie chce umówić z narodowcami jakiś panel w ustronnym miejscu, na który obie strony wydelegowałyby po 30–40 najlepszych działaczy uzbrojonych w rzeczowe argumenty.
Niestety, wątpliwe, aby faszyści stawili się na panelu. Ich kierownictwo opublikowało komunikat, w którym nie godzi się na metody dyskusji Sierpa i Młotka, uważając je za brutalne i antyfaszystowskie.