Archiwum Polityki

POPiS kandydata

Andrzej Pająk był trzecią osobą na liście PO, która mogła objąć mandat pozostawiony przez Janusza Chwieruta (został p.o. prezydenta Oświęcimia). Dwie pierwsze nie zdecydowały się na przejęcie obowiązków poselskich na zaledwie dwa miesiące. Andrzej Pająk się zgodził, ale przeszedł z PO do PiS. Poglądy nowego posła wydały nam się znamienne dla polskiego parlamentaryzmu i dlatego warte prezentacji.

Dlaczego wziął pan mandat na ostatniej prostej Sejmu?
Andrzej Pająk: – Zastanawiałem się siedem dni, zanim podjąłem decyzję. Zdecydowałem się, po pierwsze dlatego, że to coś nowego. To nic, że tylko dwa miesiące, druga taka okazja może się nie trafić. Będzie to miła odmiana, jako starosta już się wypaliłem, miałem tego dosyć, a i tak by mnie odwołali. Zagrałem va bank. Dylematów moralnych nie miałem – kandydatów, którzy otrzymali mniej głosów ode mnie, było aż 73.

Do Sejmu dostał się pan z listy PO, a po dwóch dniach został pan kandydatem PiS w najbliższych wyborach. Dlaczego?
Przez cztery lata nikt z PO do mnie nie przyszedł, nikt nic nie zaproponował. Przyszedł taki moment, kiedy obniżyli mi pensję o 4,5 tys., skarbnik w starostwie miał wyższą pensję niż ja, zdeptali mnie, kto to widział, żeby tak człowieka potraktować? Nawet jeździłem do wojewody, żeby coś z tym zrobił, ale nikt nie zareagował. Dlatego propozycja z Kancelarii Sejmu była jak dar z nieba. Ale to, że dołączyłem do PiS, nie oznacza, że zmieniłem poglądy.

Co pana łączy z PiS?
Za polityką prorodzinną się opowiadam, trzeba duże rodziny wspomóc, ja wiem, co to znaczy – sam mam pięć córek i trzech synów. A to właśnie PiS wprowadził ulgi podatkowe dla rodzin, PO nic nie zrobiła w tej sprawie. Ponadto – socjal w Polsce jest za bardzo rozbuchany, to trzeba uporządkować. Co więcej, jako wieloletni działacz samorządowy mam świadomość, ile uchwał, które powstały w Sejmie, uwierało samorządy; dociążały, a nie dawały więcej pieniędzy, a potem przed wyborcami wójt musi oczami świecić. Wójt to jest takie mięso armatnie. Opowiadam się też za całkowitym zakazem aborcji – to jest, jakby nie patrzeć, zabicie człowieka. Ale z drugiej strony, ja dramat kobiety jestem w stanie zrozumieć, ale dziecka karać za to nie można.

Jakie jest pana zdanie w sprawie in vitro?
Z jednej strony na potęgę usuwamy ciąże, czyli np. dziesięcioro dzieci zabijemy, a jedno uratujemy, to co, to jest humanizm? Wiadomo, na ile można, to małżeństwom trzeba pomagać, ale są skuteczniejsze metody – na pewno leczenie niepłodności jest lepszym rozwiązaniem niż in vitro. A in vitro przecież kosztuje, to jest biznes, to są pieniądze.

Co pan myśli o zawetowanej ustawie o GMO?
Dobrze się stało. Ziemia przy naturalnej pracy może 80 mln ludzi, a nie tylko 40 mln wyżywić. GMO jest niepotrzebne, tyle ziemi leży odłogiem, tylu ludzi się plącze, organizacja pracy pod psem, nie GMO jest tutaj rozwiązaniem. Trzeba pracować, ja 20 lat nie byłem na wakacjach.

rozmawiała Anna Hucko

Polityka 37.2011 (2824) z dnia 07.09.2011; Flesz. Kraj; s. 8
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną