Okupacja niemiecka na ziemiach polskich wyróżniała się brakiem szerokiego frontu kolaborantów. Była to sytuacja jaskrawo odmienna od tego,
co działo się w Europie zachodniej, południowej czy na ziemiach polskich pod okupacją sowiecką w latach 1939–1944. Praktycznie Niemcy nie mieli się na kim oprzeć. Nie oznaczało to oczywiście, że nie podejmowano prób znalezienia grup ludności lub powszechnie uznanych autorytetów, z którymi można było łączyć perspektywę nawiązania współpracy (m.in. Władysław Studnicki, Narodowa Organizacja Radykalna Andrzeja Świetlickiego, grupa Miecz i Pług). Spoiwem takiego współdziałania mogłyby być antysowieckie nastroje polskiego społeczeństwa, a najpoważniejszym przejawem – współpraca zbrojna. W jakiej skali do niej doszło?
Do nawiązania jakiegoś dialogu ze społeczeństwem okupowanej Polski władze Generalnego Gubernatorstwa i organy propagandy III Rzeszy postanowiły wykorzystać odkrycie miejsca pochówku zamordowanych oficerów polskich. Radio niemieckie 15 kwietnia 1943 r. podało komunikat o grobach katyńskich. Mord na polskich oficerach miał stać się podstawą porozumienia, a nawet kolaboracji choćby części Polaków. Dodajmy, współpracy na bliżej nieokreślonej płaszczyźnie.
Pomimo oburzenia ogółu społeczeństwa polskiego na tę zbrodnię ludobójstwa, nie znaleziono wielu chętnych do współdziałania. Swoją ofertę zgłosił były oficer Wojska Polskiego, pułkownik w stanie spoczynku Stanisław Mikołaj Wrzaliński. W czasie I wojny światowej służył on w armii carskiej, a następnie w korpusach wschodnich. W Wojsku Polskim był m.in. dowódcą brygady piechoty w wojnie 1920 r. W dwudziestoleciu międzywojennym zajmował różne stanowiska dowódcze, komenderował m.in. jedną z brygad Korpusu Ochrony Pogranicza i 30 Dywizją Piechoty.