Archiwum Polityki

Ubezpieczenie na leżenie

Ministerstwo Zdrowia liczy, że co trzeci Polak wykupi – zaproponowane przez Ministerstwo Zdrowia – dodatkowe ubezpieczenie, dzięki czemu publiczna służba zdrowia wzbogaci się o 5 mld zł rocznie. Dodatkowa polisa nie ułatwiłaby nam dostępu do leczenia, co najwyżej – do wygodniejszej sali i lepszego posiłku. Żeby nie łamać konstytucyjnej zasady równości (która, nawiasem mówiąc, jest łamana od lat, ponieważ rolnicy –nawet najbogatsi – składki zdrowotnej nie płacą). Skoro mamy wyłożyć ok. 30 zł miesięcznie (w przypadku czteroosobowej rodziny jest to już 120 zł) na dodatkową polisę, to co się należy w ramach podstawowej, coraz wyższej, składki?

Ministerstwo obiecuje wprawdzie, że do 2008 r. zostanie już opracowany koszyk gwarantowanych usług medycznych, ale raczej nic z tego nie będzie, bo koalicja się boi. Jeśli nawet zawartość koszyka zostanie ogłoszona, to nadal znajdzie się w nim wszystko (bez zapłodnienia in vitro i operacji kosmetycznych), czyli nic. W tych warunkach kupowanie dodatkowej polisy byłoby fanaberią. Min. Piecha mówi wprawdzie o 7–10 zł miesięcznie, bo liczy, że resztę dołożą sponsorzy (na przykład budżet, wprowadzając ulgę do PIT, a może pracodawcy?).

Za pieniądze ze składki nie da się zapewnić leczenia 38 milionom Polaków. Za zdrowie musimy płacić coraz więcej i znaczna część społeczeństwa zdaje sobie z tego sprawę. Dziś każdy, kto podejmuje nową pracę, oczekuje od firmy zapewnienia abonamentu, ułatwiającego dostęp do lekarza. I najczęściej dostaje, ale pracodawca wie, za co płaci. Od tego roku opiekę medyczną dla pracowników znów można zaliczać do kosztów uzyskania przychodu, więc ten rodzaj dodatkowych ubezpieczeń i tak będzie się rozwijał. I w tę stronę należałoby iść, a nie zwodzić perspektywą, że 10 mln ubezpieczonych za parę złotych będzie miało dostęp do pojedynczych sal w szpitalu.

Polityka 4.2007 (2589) z dnia 27.01.2007; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 16
Reklama