J eśli to znak, że Hollywood jest nareszcie gotowe oceniać aktora na podstawie jego umiejętności, a nie koloru skóry, to jest to pozytywne. Jeśli jednak okaże się, że to tylko chwilowa sytuacja, będzie to oznaczać, że Hollywood ciągle nie wie, na czym polega prawdziwe równouprawnienie –tłumaczył Kweisi Mfume, przewodniczący wpływowej organizacji National Association for the Advancement of Colored People (narodowe stowarzyszenie na rzecz poprawy sytuacji osób kolorowych).
W podobnym tonie wypowiedział się znany czarnoskóry reżyser Spike Lee: – Prawdziwym testem dla Hollywood będzie to, co stanie się za rok czy za pięć lat.
Do bardziej wyważonego osądu wezwał jedynie Sidney Poitier, nagrodzony w tym roku honorowym Oscarem. – Można kwestionować tempo zmian, a nawet to, czy ich skutki będą długotrwałe, ale należy przede wszystkim zauważyć, że zmiany już nastąpiły – stwierdził.
Wątpliwości podejrzliwych łatwiej zrozumieć, jeśli sięgnie się do filmowej statystyki. Na 26 czarnych aktorów nominowanych w poprzednich 73 rozdaniach tylko sześciu otrzymało złotą statuetkę, a jedynie Sidney Poitier dostał Oscara. Było to w 1964 r., dokładnie w 25 lat po przyznaniu nagrody pierwszej czarnej aktorce Hattie McDaniel, która w „Przeminęło z wiatrem” zagrała drugoplanową rolę Mammy, niezapomnianej służącej Scarlett O’Hary. (Złota statuetka nie pomogła jednak w spełnieniu ostatniego życzenia aktorki, która marzyła o pochówku na cmentarzu Hollywood Memorial Park. Kiedy zmarła w 1952 r., obowiązywał tam ciągle zakaz chowania Murzynów).
W spomniane sukcesy czarnoskórych aktorów niewiele zmieniły w preferencjach Akademii. Pomiędzy 1960 a 1980 r. tylko sześciu z nich mianowano do Oscarów. Sytuacja zmieniła się dopiero w latach osiemdziesiątych wraz z przyznaniem tej prestiżowej nagrody Louisowi Gossettowi za drugoplanową rolę w filmie „Oficer i dżentelmen”.