Nie ma biznesmena, który widząc, że jego firma w błyskawicznym tempie pochłania swój własny kapitał, powiedziałby, iż problem podaży jest rozwiązany, a firma świetnie prosperuje. Jak więc mogliśmy przeoczyć ten fakt wielkiej wagi w przypadku tak dużej firmy, jaką jest Statek Kosmiczny – Ziemia” – pisał Ernst Friedrich Schumacher w wydanej w 1973 r. książce: „Małe jest piękne”. Była to jedna z tych książek, które wpłynęły na przemianę świadomości współczesnego człowieka.
Uświadomiliśmy sobie, że Ziemia nie jest magazynem surowców i śmieci, ale ekosystemem, którego nie można bezkarnie eksploatować w nieskończoność. Człowiek musi znowu nauczyć się postrzegać siebie jako cząstkę przyrody, a nie zewnętrzną siłę, która ma ją zdominować i ujarzmić.
Co nam do dżungli?
Same książki pewnie niewiele by zdziałały. Jednak przyroda dostarcza coraz więcej dowodów na to, że źle się bawimy. Ginięcie gatunków roślin i zwierząt, efekt cieplarniany, erozja gleby powodowana intensywną uprawą, zanieczyszczenie powietrza i wody sprawiły, że zagrożenia ekologiczne przestają być postrzegane jak gruba przesada czy idée fixe lewicowych oszołomów.
Wiele zmieniło się na lepsze; powstają czyste, mniej energochłonne technologie, przemysł stara się ograniczać emisję zanieczyszczeń, na coraz większą skalę wykorzystuje się alternatywne źródła energii. Mimo to wielu niebezpiecznych procesów nie udało się powstrzymać. Jednym z najbardziej zapalnych – dosłownie i w przenośni – punktów na naszym globie jest wyrąb i wypalanie tropikalnych lasów Amazonii.
– Dżungla topnieje jak śnieg. Dewastacja nadal postępuje w bardzo szybkim tempie i jeśli nie uda się tego powstrzymać, skutki będą dramatyczne – mówi prof.