Martę przesłuchiwano w sumie dziewięć razy: czterokrotnie na policji, trzy razy w prokuraturze i dwukrotnie w sądzie. Tyle razy 14-letnia dziewczynka musiała opowiadać o najbardziej intymnych sprawach dotyczących jej najbliższych. Była świadkiem, po przesłuchaniach stała się ofiarą.
Niekiedy obecność dziecka w sądzie jest konieczna. Rzadko jednak organy ścigania i sądy widzą w nim małego, bezbronnego człowieka, częściej traktują je z przejmującym chłodem jako tzw. osobowy środek dowodowy.
Marta musiała opowiadać obcym ludziom o tym, jak w nocy tatuś przychodził do jej łóżka, robił coś, czego nie rozumiała, a co bolało ją tak bardzo, że myślała o śmierci. Ostatecznie ojca skazano. Efektem wielokrotnych przesłuchań dziewczynki była ciężka nerwica, z której leczona jest do dziś.
Polityka
48.2002
(2378) z dnia 30.11.2002;
Kraj;
s. 32