Archiwum Polityki

Hamlet za ladą

Troska o własną przyszłość, chęć wykorzystania popularności, snobizm, szukanie nowych wyzwań – różne motywy skłaniają artystów do zajęcia się biznesem. Dla jednych to tylko przelotna przygoda, dla innych wybór nowej drogi życia.

To nie jest temat na artykuł. Może na wiersz, ale zły – przekonuje Jan Nowicki poproszony, by opowiedział historię firmy Szu. Wolałby o tym zapomnieć, ale co jakiś czas ktoś zagadnie: „Panie Janie, czy pan dalej pracuje w skórze?” To go doprowadza do furii.

Przygoda z biznesem zaczęła się dla Nowickiego na początku lat 90. od spotkania z przyjacielem-filozofem, który namówił go na wspólny interes. Mieli zająć się produkcją plecaków: kupili materiały, znaleźli szkołę zawodową, w której uczniowie mieli je szyć. Już wkrótce Nowicki miał cały balkon wypełniony plecakami, które nie szły. – Wymyśliliśmy, że będziemy szyć plecaki, a nawet nie pomyśleliśmy, czy ktoś ich potrzebuje.

Pierwsza porażka nie zniechęciła jednak Nowickiego. Postanowił stworzyć firmę odzieżową Szu. Nazwa nawiązywała do filmu „Wielki Szu”, w której stworzył jedną ze swych najsłynniejszych kreacji. – Nie wiem, skąd mi się to wzięło – wspomina. – Chyba naczytałem się jakichś książek, naoglądałem filmów. Miałem 100 tys. dolarów, dorobek całego życia. Pomyślałem: po co mają leżeć na koncie, niech pracują. W końcu mamy kapitalizm. Straciłem wszystko co do grosza.

Firma miała szyć elegancką konfekcję. Jan Nowicki wynajął pomieszczenia, kupił maszyny i materiały, zatrudnił szwaczki. – Marzyłem, że zbiorę młodych ludzi, dam pieniądze, nazwisko i sławę. Razem stworzymy coś wielkiego. Jak Christian Dior czy Armani.

Nie wyszło, choć mieli szansę, bo popularność aktora zapewniała olbrzymią i praktycznie bezpłatną reklamę. Magazyny mody, prasa kobieca, telewizja, wszyscy pchali się drzwiami i oknami ciekawi, co szyje Nowicki. Chcieli organizować sesje zdjęciowe, pokazywać kreacje Szu.

Polityka 51.2002 (2381) z dnia 21.12.2002; Gospodarka; s. 42
Reklama