Trzydziestoletni mężczyzna stoi przed dwoma swoimi kolegami. Oni nie mają już siły się ruszać. On z trudem trzyma się na nogach. Ubrania mają w strzępach. Oczy blade, zamglone. Skórę spaloną słońcem, ledwie opiętą na kościach. On mierzy do nich z pistoletu. Oni nie mają broni. Nie robią nic, żeby się uratować. Im jest już wszystko jedno. Jemu nie jest jeszcze wszystko jedno. Dlatego oni muszą zginąć i on ich musi zastrzelić.
Sytuacja jest archetypowa. Filmowa. Ale to nie jest film. Dzień wcześniej ci dwaj uciekli. Załamali się. Wzięli całą żywność, jaka jeszcze została, i porzucili kilku niezdolnych do marszu kolegów. „Cała żywność” to były dwie puszki sardynek. Te sardynki przejdą do legendy. Będzie się o nich mówiło i pisało. Nieotwarte puszki jeden z nich ma w kieszeni. Wie, że już mu nie będą potrzebne, bo za chwilę pistolet wystrzeli. Nie są sami. Jest z nimi jeszcze czterech śmiertelnie wycieńczonych przyjaciół. Ci dwaj, którym jest wszystko jedno, niedawno wpadli w ich ręce. Poza Peruchino i Forte, którzy mają zginąć, oraz poza Chato, który ich trzyma na muszce, są jeszcze Cristian, Guillermo, Mamerto i David.
Cristian, podobnie jak skazani na śmierć Peruchino i Forte, nie dożyje następnego ranka. Tej nocy umrze z wycieńczenia. Parę dni później, na rękach ich dowódcy, Chato, umrze z głodu Mamerto. Chato do końca będzie go przekonywał, że wszystko dobrze się skończy – zejdą do wioski, najedzą się do syta, dadzą mu dziewczynę.
Guillermo przeżyje. Kiedy będzie po wszystkim, nagra swoją historię na taśmę magnetofonową. Ta taśma da nieśmiertelność jemu i jego kolegom. Nagranie trafi w ręce profesora stomatologii Oscara Prudencio, rektora uniwersytetu w La Paz. Któregoś dnia biuro rektora na szczycie zniszczonego ostrzałem biurowca uniwersytetu odwiedzi zagraniczny reporter Ryszard Kapuściński.