O siódmej trzydzieści w kaplicy Krasnojarskiego Żeńskiego Gimnazjum Maryjskiego dziewczęta zebrały się na poranną modlitwę. Nakrywają głowy chustami i prawosławnym zwyczajem kłaniają się wielokrotnie świętym ikonom, nieustannie kreśląc znak krzyża na piersi. Na ścianach święci w aureolach: pogromca smoka Jerzy, obrońca Rusi Aleksander Newski i męczennik car Mikołaj II. Za oknem rdzewieją wielkie radary zlikwidowanej przed laty sowieckiej dywizji rakietowej. Wszystkie dziewczynki są w identycznych mundurkach: żeby bogate i biedne wyglądały tak samo, żeby nauczyć skromności i żeby na ulicy ludzie wiedzieli, że to błagorodna diewica – szlachetna panna, wychowanka gimnazjum maryjskiego – od imienia Marii, księżny Butemberg, która w dziewiętnastowiecznej Rosji zakładała gimnazja dla dziewcząt. W 1868 r. ufundowała szkołę w dalekim Krasnojarsku. Zamkniętą po rewolucji, teraz reaktywowano.
Modlitwa trwa kwadrans, zaraz zaczną się lekcje. Irina z 10 B zapala jeszcze świeczkę. – Pomyślałaś marzenie? Dla kogo ta świeczka?
– Za zdrowie mojej mamy. Dziś w nocy bolało ją serce.
Lekcja rękodzieła
Pod ścianą klasy stoją japońskie maszyny do szycia, nad nimi wiszą gobeliny wyhaftowane przez starsze koleżanki. Dziewczynki z pierwszej gimnazjalnej, czyli 6 A, nieporadnie naciągają szmatki na tamborki. To ich pierwsza lekcja rękodzieła.
– To, czego was tu nauczę, jest niezbędnym elementem klasycznego wykształcenia błagorodnej diewicy. Widziałyście na pewno na obrazach i filmach, jak rosyjskie kobiety siedząc przy ogniu w salonie, czekając na mężczyznę, zawodzą pieśń, haftują, szyją i przędą –nauczycielka Tatiana Grigoriewna rozgląda się po klasie: dziewczynki grzecznie skinęły głowami, ale na buziach maluje się zdezorientowanie.