Pytanie o polityczne okoliczności wyboru Świnoujścia jako miejsca na budowę gazoportu, czyli morskiego terminalu do importu gazu skroplonego LNG, w centrali Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa (PGNiG) budzi protest. Wersja oficjalna brzmi: decyzja miała charakter czysto gospodarczy.
– Nie było żadnego politycznego nacisku na wybór miejsca budowy terminalu LNG – zapewnia Tadeusz Zwierzyński, wiceprezes PGNiG odpowiedzialny za projekt LNG.
Wybierając Świnoujście, zarząd PGNiG kierował się względami technicznymi i ekonomicznymi. Rozstrzygająca okazała się dostępność terenu i jego jasny status prawny. W Gdańsku sprawa była skomplikowana, bo Port Północny ma już kilku użytkowników i jest tam dość ciasno. Trudno znaleźć dogodne miejsce na lądzie, a na wodzie mogą być problemy z ruchem statków, bo obsługa gazowców ze względów bezpieczeństwa poddana jest szczególnym rygorom. Dlatego zarząd portu stawiał wysokie wymagania finansowe i przekonywał PGNiG, że najlepiej, gdyby spółka wybudowała na morzu sztuczną wyspę i tam ulokowała najważniejsze instalacje. To jednak niezwykle podniosłoby koszty i tak dość drogiej inwestycji (ok. 350 mln euro). Także przedłużyłoby jej budowę, a my czekać nie możemy. Gazoport powinien być gotowy jak najszybciej, najlepiej już w 2011 r. Wtedy wygaśnie jeden z wieloletnich kontraktów na dostawy gazu ze wschodu. Jego renegocjacja będzie łatwiejsza, kiedy Gazprom (formalnie spółka RosUkrEnergo) będzie wiedział, że mamy inny sposób zaopatrzenia w gaz i nie stoimy pod ścianą.
Za dodatkowe zalety tej lokalizacji uznano krótszą drogę, jaką będą miały do pokonania statki z gazem, spory popyt na gaz na terenie Pomorza Zachodniego oraz udogodnienia, jakie zaoferował Zarząd Portów Szczecin-Świnoujście. Gazoport powstanie na terenie wyspy Wolin od strony otwartego morza, po wschodniej stronie ujścia rzeki Świny.