Archiwum Polityki

Triumf Akademii

Pan Kleks powraca! W stołecznym Teatrze Roma odbyła się premiera musicalu opartego na przygodach wymyślonej przez Brzechwę postaci. To druga, po cyklu filmów Gradowskiego z lat 80., próba ożywienia tajemniczej Akademii i jej ekscentrycznego założyciela.

Czym jest historia o panu Ambrożym Kleksie i jego uczniach? Wspaniałą bajką, którą czyta się z zapartym tchem? Z pewnością. I kogo ominęła w dzieciństwie, niech żałuje. Ale to równocześnie opowieść nietypowa, odstająca od standardów klasycznych historyjek dla dzieci. Lekceważąca logikę (to się jeszcze zdarza), czerpiąca z najbardziej wybujałej wyobraźni. A równocześnie niejednoznaczna. Kim jest bowiem jej główny bohater? Spadkobiercą doktora Korczaka i prekursorem nowoczesnej pedagogiki humanistycznej? A może – przykładając doń społeczne miary – nieprzystosowanym dziwakiem? Czy raczej ekstrawaganckim wolnomyślicielem, kwestionującym reguły obowiązujące za bramami Akademii, w świecie dorosłych. A więc anarchistą. A może jeszcze kimś innym?

Nic więc dziwnego, że choć dzieci się zachwycają, to dorośli – analizują. I czegóż to nie wymyślili. W „Akademii Pana Kleksa” doszukiwano się i dyskretnej politycznej kontestacji, i hołdu złożonego wolności, którą podstępnie chce zdławić Filip Golarz (przypomnijmy, że kolejne części powieści powstały w 1946, 1961 i 1965 r.). Opowieść porównywano do narkotycznych wizji lub onirycznego snu, zestawiano z kulturą „campu”. A nawet sugerowano, ledwie ukryte, wątki gejowskie. Karolina Kosińska w periodyku „op. cit.” pisała: „Pokutujący społecznie stereotyp homoseksualnego chłopca jest tu wyzyskany w pełni: wychowankowie Kleksa są androgyniczni, delikatni, subtelni (…), odrzuceni przez okrutne społeczeństwo. Zamykają się w Akademii – świecie słodkiej utopii, gdzie spotkać mogą podobnych sobie wyrzutków”.

Jak do wszystkich tych (nad)interpretacji ma się spektakl w Romie?

Nijak. Wydaje się, że jego twórcy postanowili po prostu skorzystać z kapitalnego materiału i na jego podstawie przygotować rodzinny musical, który bez wikłania się w podteksty i dwuznaczności dostarczy 2,5 godziny wyśmienitej zabawy.

Polityka 5.2007 (2590) z dnia 03.02.2007; Kultura; s. 68
Reklama