Archiwum Polityki

W tej metodzie jest szaleństwo

Rozmowa z filozofem prof. Bronisławem Łagowskim

Janina Paradowska: – Przyznaję, mam kłopot. Nie wiem, jak pana określić: lewicowiec, konserwatysta czy – jak powiedzieliby niektórzy – komuch, a może obywatel III RP?

Bronisław Łagowski: – Kiedyś dla prowokacji napisałem: my, postkomuniści. Nie zdążyłem się „załapać” na komunizm, więc postanowiłem zostać przynajmniej postkomunistą.

Nadal pan prowokuje. Antykomunizm był przez lata cechą wyróżniającą pana, i to nawet bardzo, w środowisku.

Jeżeli mielibyśmy mówić poważnie, to podział na lewicę i prawicę współcześnie niewiele znaczy, ale nawet gdyby coś znaczył, nie mógłbym się określić jako człowiek lewicy. W kwestiach gospodarczych mam poglądy liberalne, w kwestiach obyczajowych jestem raczej konserwatystą. Ruch na wyzwalanie człowieka od wszystkiego nie przemawia mi do przekonania. To, co dziś prezentują ludzie lewicy, jest po prostu bez znaczenia, poszukiwanie programu lewicowego przez SLD czy inne ugrupowania nie przyciąga niczyjej uwagi, może poza poszukującymi. W efekcie dochodzą bowiem do wniosków banalnie tradycyjnych, takich jak wrażliwość społeczna jako wyróżnik lewicy, deklarują, że stają w obronie ludzi pracy, ale tego nie robią. SLD zdefiniował się na dodatek jako partia antykomunistyczna, co jest już surrealizmem politycznym i świadczy, że brak nam komunikatywnego języka politycznego. Mógłbym się więc zdefiniować jako ludowy konserwatysta. Ludowy, bo doceniający pewne zdobycze socjalne, przemiany społeczne, a konserwatysta, gdyż państwo, jego siła, jego bezpieczna przyszłość jest dla mnie istotną wartością. Nie można przekreślać, moralnie dyskwalifikować półwiecznej historii narodowej tylko dlatego, że istniał zły ustrój. Gromadzenie mądrości, kapitału aksjologicznego czy nawet zwykłego bogactwa jest długim procesem i dokonuje się nie przez negację przeszłości, ale przez jakieś uznanie, że coś jednak było i nie wszystko było złe.

Polityka 6.2007 (2591) z dnia 10.02.2007; kraj; s. 28
Reklama