Archiwum Polityki

Ryś

Wprawdzie Stanisław Tym zapewnia, że w swym „Rysiu” nie zatrudnił wszystkich żywych aktorów polskich, ale wrażenie jest takie, że chyba nikt nie został pominięty. Doszło do tego, że heroiniom polskich scen i ekranów, przykładowo Beacie Tyszkiewicz, Grażynie Szapołowskiej i Krystynie Jandzie, trzeba było powierzyć epizodyczne role sprzątaczek. Najważniejsza jest wszakże rola główna, w której obsadził się sam reżyser Tym, ale innego wyjścia nie miał, gra przecież dobrze nam znanego Ryszarda Ochódzkiego, prezesa przesławnego klubu sportowego Tęcza, w którego wcielał się z wielkim powodzeniem najpierw w „Misiu”, a potem w „Rozmowach kontrolowanych”. Od razu zaspokoję ciekawość widzów pragnących z góry wiedzieć, czy w filmie występuje zaufany prezesa, niejaki Jarząbek: owszem, występuje, choć z Ochódzkim dzieli go obecnie różnica poglądów politycznych, lecz z oczywistych powodów nie mogę zdradzić, co z tego wyniknie.

Nawiasem mówiąc, z kwestią, co w tym filmie z czego wynika, są pewne problemy, ale ja bym radził na takie szczegóły w ogóle nie zwracać uwagi. Przyszliśmy do kina pośmiać się, to się śmiejmy, tym bardziej że film trwa prawie dwie i pół godziny, co jest godnym odnotowania osiągnięciem w historii kina polskiego i nie tylko. Tak więc prezes Ochódzki ma sporo czasu, żeby się urządzić w nowej, coraz bardziej otaczającej nas rzeczywistości. Wprawdzie goni go mafia, choć jak się okaże, całkiem omyłkowo, niemniej dzięki temu akcja zostanie przeniesiona na Suwalszczyznę, gdzie są ładne krajobrazy i mniejszość litewska. Mniejszość ta ma w rozwoju akcji wielkie znaczenie, ponieważ pojawia się szansa, aby Ochódzki wszedł do Sejmu z ramienia mniejszości litewskiej właśnie. I on z tej szansy skorzysta.

Polityka 7.2007 (2592) z dnia 17.02.2007; Kultura; s. 58
Reklama