64 mecze poprzednich mistrzostw świata we Francji w 1998 r. oglądało w sumie 33 mld ludzi, z czego 1 mld widzów mecz finałowy. W tym roku liczby te niewiele się zmienią. Przed tą największą widownią na świecie globalne firmy chcą, wręcz muszą się pokazać. W kraju takim jak Polska ten obowiązek spada na lokalnych potentatów. Głównym sponsorem polskiej drużyny jest Era GSM, która wyda na ten cel od 6 do 12 mln zł. „Od–do”, gdyż jest to w Polsce „tajemnica handlowa”.
Gdzie są bilety?
Tajemnicą nie są wydatki organizatorów. Japonia i Korea zainwestowały w mundial ponad 8 mld dol., m.in. w budowę i modernizację 16 stadionów. Samo zorganizowanie kilku zespołów cheerleaderek kosztowało Koreę 800 tys. dol. Tymczasem podczas transmisji meczu inauguracyjnego między Senegalem i Francją (1:0) można było zobaczyć na stadionie tysiące wolnych miejsc. Organizatorzy obwiniają o to wybraną przez FIFA agencję Byrom. Miała ona, za pomocą Internetu, sprzedać 1,5 mln z puli 3,2 mln biletów na mecze mundialowe. Jednak na kilka dni przed mistrzostwami agencja zwróciła organizatorom prawie 300 tys. niesprzedanych biletów. Trudno je było sprzedać nawet w Anglii, gdyż wyprawa do Azji, a szczególnie do Japonii jest droga. Część sektorów świeciła pustkami, ale przed stadionami miejscowi kibice walczyli o bilety i w Saitama wywiesili wielki transparent z pytaniem: „Gdzie są bilety?”. Organizatorzy oczekiwali przyjazdu 800 tys. kibiców, przyjechało o wiele mniej. W czerwcu ub.r. Koreę odwiedziło 450 tys. turystów, w tym roku będzie ich zapewne o 100 tys. mniej.
Japończycy obliczają, że w tym roku zwróci im się ledwie 10 proc. poniesionych na organizację mundialu nakładów; 450 mln dol za bilety, prawa do transmisji telewizyjnych i od sponsorów.