Archiwum Polityki

Partia, której nie trzeba się wstydzić

Tadeusz Mazowiecki odchodzi z Unii Wolności; czy to już koniec pewnej pięknej historii?

Czy Unia Wolności może istnieć bez Tadeusza Mazowieckiego? Z pewnością może. Czy może istnieć z wadami, które byłego premiera skłoniły do odejścia? Też może, tylko po co? Jedno zdanie szczególnie mocno utkwiło mi w pamięci z wieczornej rozmowy z Tadeuszem Mazowieckim kilka godzin po jego rezygnacji z członkostwa w Unii Wolności: „Jak partia nie ma niczego, to przynajmniej powinna mieć zasady”.

Unia Wolności jest partią wyjątkową. Przede wszystkim ze względu na swoich historycznych przywódców, twórców i liderów – Geremka, Kuronia, Mazowieckiego, Wielowieyskiego, Balcerowicza – ludzi o niezwykłych zasługach, intelektach, przymiotach charakteru, pozycjach międzynarodowych. Niewiele partii na świecie ma tego formatu przywódców. Unia jest wyjątkowa także dlatego, że nie reprezentuje żadnej grupy interesów. Nie dla konkretnego programu się głosowało na Unię, ale dla stylu. Dlatego, że w Unii byli ludzie kulturalni, wykształceni, obliczalni, uczciwi, za których nie trzeba będzie się wstydzić. Trudno zresztą było głosować na unijny program, bo programowo Unia to było „wash&go”. Twardy monetarysta Leszek Balcerowicz, zwolennik społecznej gospodarki rynkowej Tadeusz Mazowiecki, radykalny socjalista Jacek Kuroń. A do tego liberałowie, postępowi katolicy, zieloni, przywódcy solidarnościowego podziemia i sekretarz KC. Poza stylem uprawiania polityki łączyła ich chyba tylko wyraźna postawa proeuropejska. W latach 90. największą zaletą Unii (najpierw Demokratycznej, a potem Wolności) było to, że była. Będąc właśnie taką, jaka była – trochę nieporadna, trochę gabinetowa, zadufana w sobie, ale zadufana z wdziękiem, trochę niezrozumiała, trochę profesorska – świadczyła naocznie, że polska polityka to nie musi być ani „wyścig facetów spoconych w pogoni za władzą”, ani bieg do koryta.

Polityka 47.2002 (2377) z dnia 23.11.2002; Komentarze; s. 16
Reklama