Archiwum Polityki

Obrażone pomniki

Film Volkera Schlondörffa „Strajk” nie jest dziełem wybitnym. Niemiecki reżyser intencje miał jak najlepsze, ale wyszedł mu produkcyjniak, tylko z odwrotnym przesłaniem. Klasyczne filmy socjalistycznego realizmu pokazywały robotnika dojrzewającego do komunizmu, tutaj mamy natomiast robotnicę, która dojrzewa do buntu przeciw „najlepszemu z ustrojów”. W odbiorze filmu w Polsce nie chodzi jednak bynajmniej o jego wartości artystyczne czy ideowe przesłanie. Znowu się obraziliśmy. Najwcześniej obruszyła się Anna Walentynowicz, czyli pierwowzór głównej bohaterki „Strajku”. Schlöndorff musiał przeżyć niemiłe zaskoczenie: pokazał na ekranie świętą na etacie suwnicowej w Stoczni im. Lenina, a ta ma mu za złe! Nie zgadzają się bowiem pewne szczegóły biograficzne: np. filmowa robotnica ma nieślubne dziecko z działaczem reżimowych związków zawodowych, podczas gdy w oryginale nie był to bynaj-mniej związkowiec. Lech Wałęsa nie obraził się pewnie tylko dlatego, żeby nie śpiewać w jednym chórze z Walentynowicz – a miałby za co, nie jest bowiem w „Strajku” bohaterem pierwszoplanowym, a on nie lubi, jak się jego rolę pomniejsza. Najbardziej jednak kombatantów Solidarności oburza, że w filmie robotnicy zostali przedstawieni jako religijni i zarazem pijący. Co do pierwszego, jest zgoda, ale drugie – to już zniewaga! No i mamy ilustrację znanego (choćby z „Misia”) dylematu: prawda czasu i prawda ekranu. Jeśli interesuje nas prawda, to jakkolwiek dzisiaj PRL pięknieje we wspomnieniach, w rzeczywistości nigdy nie był krainą szczęśliwych abstynentów. Jest historycznym faktem, że wraz z rozpoczęciem sierpniowego strajku sami robotnicy wprowadzili zakaz picia (co, jak pamiętam, zrobiło wielkie wrażenie na wielu intelektualistach), ale przecież owych restrykcji nie wprowadzano by bez wyraźnej potrzeby.

Polityka 9.2007 (2594) z dnia 03.03.2007; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 18
Reklama