Kto jest mistrzem?! Legia!!! Mistrz, mistrz, Legia mistrz! Podczas meczu Legia–Wisła spiker nieustannie podbijał bębenek, zachęcał do chóralnych śpiewów i skandowania, jakby nie zdawał sobie sprawy, że w tym ognisku już wystarczająco wrze. Kiedy na płycie stadionu pojawili się piłkarze Wisły, publika wszczęła przeraźliwy koncert: gwizdy, wyzwiska. Spiker ostentacyjnie nie zauważając gości z Krakowa wrzeszczał do mikrofonu: „Czekamy na Naszą Legię! Liczy się tylko Nasza Legia! Legia to potęga!!!”. W takiej atmosferze rozpoczął się ostatni mecz sezonu. Mecz bez stawki, bo Legia już w poprzedniej kolejce zapewniła sobie tytuł Mistrza Polski. Wydawało się więc, że kibice będą wyłącznie dawać upust radości, tym bardziej że do Warszawy nie przyjechali zwolennicy Wisły. Szybko zwinięto złowieszczy transparent z literacką frazą: „Wytarł miecz, czarna zdobi go posoka, smocza śmierć rycerska rzecz”, bo nie było kogo straszyć.
Miało być pięknie. Fetowanie tytułu, sztuczne ognie, strzelające korki od szampana. Kibice powołujący się na rycerskie tradycje i śpiewający swój hymn, piosenkę Niemena „Sen o Warszawie”, a następnego dnia festyn w parku Agrykola i występ zespołu T. Love. Ale nie udało się, bo zbrakło zarówno rycerskości, jak i „love”. Już podczas meczu ci, którzy nie dostali się na stadion (kilkuset ostro nagrzanych facetów), w okolicach ul. Łazienkowskiej starli się z policją. W ruch poszły z jednej strony kamienie, z drugiej pałki. Po przegranym meczu dołączyli kibice ze stadionu. Po całej Warszawie rozlała się fala miłośników Legii. Na placu Zamkowym agresja osiągnęła apogeum. Tłuczenie szyb, niszczenie aut, bójki. Lekko spóźniona akcja policji po kilku godzinach walk uśmierzyła zamieszki.