Archiwum Polityki

Kilometropasażerowie

Każdej doby po torach mazowieckiego węzła kolejowego przejeżdża 695 pociągów osobowych, co daje rocznie kilkanaście milionów przebytych pociągokilometrów i kilkadziesiąt milionów przewiezionych kilometropasażerów. To podróże do pracy i z pracy – bliskość Warszawy wyzwala ciągły ruch. Historie składające się na ten tekst zostały opowiedziane przez dojeżdżających do stolicy.

Syn rzeźnika

Jestem człowiekiem twardym – u nas cała rodzina taka. Tatuś pół życia robił u masarza pod Małkinią, miał do czynienia ze zwierzętami. My świnek nie trzymaliśmy, kury tylko i gołębie. No, ale jak tatuś wracał zimową porą z roboty i tak parował w powietrzu, to ja już wiedziałem, że owinięty będzie w pasie boczkiem świeżusim albo kaszanką i czarnym prosto z kotła. Radził sobie z zaopatrzeniem. Także dzieciństwo wspominamy z bratem bardzo dobrze. Raz tatuś wraca w nocy wesoły i przynosi prosięcy łeb, ozór zielony wywalony u tej świni. Matko Boska! Piłeś! – mamusia do niego – w stodole będziesz spał! Mamusia nie chciała, żeby tatuś budził braciszka, a ja już wiedziałem, co będzie. Maniuś był wtenczas jeszcze malutki, ocknął się, zobaczył to wszystko i stracił mowę na okres od siedmiu dni wzwyż. Zacukał się. Ja nie pochwalam takiego zachowania. No, ale to miało miejsce w popularne imieniny Kazimierza, miał tatuś ludzkie prawo podokazywać. Tak samo jak w Tadeusza, Stanisława, Franciszka i Władysława. Mamusia złapała miotły, wygnała go na podwórze, za nim wyrzuciła szpadla. Tatuś dziobał do rana w zmarzniętej ziemi, bo to był marcowy Kazimierz, i pochował świnkę jak się należy. Ale nie o tym chciałem...

Jak już mówiłem, jestem raczej twardy. Śpię mocno. Pociąg rusza ze stacji Małkinia, zasypiam do Warszawy Wileńskiej. Wieczorkiem jadę na abarot i też śpię. Zimą ciemno jest w dwie strony. I mam tylko ten jeden koszmar w życiu, że przecknę, patrzę – pociąg stoi, patrzę na zegarek – godzina piąta minut trzydzieści, patrzę na ludzi w pociągu – też śpią, patrzę za okno – noc. I nie wiem już sam, czy jadę do roboty, czy z roboty we francuskim supermarkecie, gdzie pracuję fizycznie. Ale dzwonię z komórki do żony i wszystko się wyjaśnia.

Polityka 5.2008 (2639) z dnia 02.02.2008; Na własne oczy; s. 108
Reklama