Znowu zawinili dziennikarze: tym razem ekipa polskich wysłanników do Cannes, może nie cała, ale przynajmniej pewne jednostki, które nie dość zachwycały się „Pianistą” Romana Polańskiego. Chodzi z grubsza biorąc o tych, którzy napisali, że obraz nagrodzony Złotą Palmą jest dobry, zamiast napisać – wybitny. Wśród zarzutów stawianych dziennikarzom powracającym z Cannes wymienia się na pierwszym miejscu brak uczuć patriotycznych, co jest grzechem najcięższym, ale jednak do zniesienia. Gorzej zabolał mnie pogląd wyrażony przez producenta w radiu, iż krytycy nie przygotowali się właściwie do odbioru tego filmu. Mogę mówić za siebie: wziąłem do Cannes książkę Władysława Szpilmana, by przeczytać ją ponownie, w dniu pokazu wstałem wcześniej niż zazwyczaj, wypiłem mocną kawę, co najmniej kwadrans przed projekcją siedziałem już podekscytowany w Pałacu Festiwalowym. Być może jednak mój błąd w przygotowaniach polegał na tym, że przygotowany byłem na arcydzieło. Mówiąc zaś serio, nie ma sensu prowadzić dalej sporu o film, którego w Polsce nikt nie widział. Poczekajmy do wrześniowej premiery. Ostatecznie i tak zawsze rację ma publiczność.